Chińczycy przekroczyli (gen)etyczny Rubikon
Huang Junjiu, adiunkt na Narodowym Uniwersytecie im. Sun Jat-sena w Kantonie, dokonał pierwszej genetycznej modyfikacji ludzkiego embrionu. Zmiana dotyczyła genu, który odgrywa decydującą rolę w chorobie dziedzicznej beta-talasemia. Tak daleko w inżynierii genetycznej nie posunął się jeszcze nikt, a działania Huanga otwierają drogę do zdecydowanie dalej idących ingerencji w ludzki genom
Wątpliwości budzi już przedmiot eksperymentu – chiński genetyk użył w nim embrionów niezdolnych do życia, które pochodziły z kliniki leczenia niepłodności i zawierały zbyt wiele chromosomów. Huang wykorzystał technikę o nazwie CRISPR-Cas9. Jej mechanizm wzorowany jest na zachowaniu bakterii broniących się przed wirusami. Mikroby wykorzystują sondy genetyczne unoszące się we wnętrzu ich komórek. Jeśli sonda napotka nieproszonego gościa w postaci wirusa, rozcina jego genom i unieszkodliwia go. CRISPR-Cas9 pozwala m.in. na przecięcie podwójnej helisy DNA w ściśle określonym miejscu i jej późniejszą naprawę przez dodawanie losowych nukleotydów (tak działają mechanizmy naprawcze DNA). Umożliwia również wstawianie pożądanego fragmentu DNA w miejscu przecięcia i w ten sposób wywoływanie mutacji genomu. CRISPR-Cas9 natychmiast została obwołana technologią trzeciej genetycznej generacji, bo oferować miała dużo większą precyzję niż dotąd stosowene techniki (ZFN czy TALEN).
Huang zasłania się chęcią stworzenia genetycznej terapii owego schorzenia, przyznając jednocześnie, że rezultaty eksperymentu są mocno niezadawalające. Podczas manipulacji okazało się, że w przypadku embrionów CRISPS-Cas9 jest znacznie mniej precyzyjna i wydajna niż w innych typach komórek. Na 86 zarodków genetycznie udało się zmienić tylko 28, a w wielu z nich wystąpiły nieplanowane mutacje, które są uważane za największe zagrożenie, gdyby ingerencję w ludzki genom zaczęto uprawiać na szeroką skalę.
Doniesienia z Państwa Środka (gdzie w nowe technologie genetyczne inwestuje się wielkie pieniądze, gdzie założono pierwszą kolonię genetycznie zmienionych małp i gdzie co najmniej trzy inne laboratoria, poza kantońskim, eksperymentują z ludzkim genomem) zbiegły się z nasilającą się w ostatnim czasie dyskusją genetyków na temat wyznaczenia sobie granic etycznych swojej działalności. W środowisku panuje bowiem atmosfera przełomu związanego z ogromnymi nadziejami na walkę genetycznymi metodami z całym szeregiem chorób. Skoro ingerencja w linię zarodkową stała się rzeczywistością, a „człowiek z próbówki” nie jest już wyłącznie mroczną wizją twórczości science fiction, wydaje się, że genetycy powinni raz jeszcze ustalić pewne zasady postępowania. Uczyniono tak w 1975 roku, kiedy podczas konferencji w Asilomar w stanie Kalifornia, pierwszej tego typu konferencji, genetycy, prawnicy, socjologowie i filozofowie debatowali nad korzyściami i zagrożeniami płynącymi ze stosowania inżynierii genetycznej. Przyjęto także uchwałę o konieczności skodyfikowania stosownych przepisów – sformułował je amerykański National Institutes of Health (NIH) i ogłosił w połowie roku 1976.
David Baltimore, amerykański mikrobiolog i laureat Nagrody Nobla w dziedzinie fizjologii i medycyny z 1975 roku, był sygnatariuszem zamieszczonego przed 40 laty na łamach „Science” apelu wzywającego do refleksji i samoograniczeń w zakresie inżynierii genetycznej, który potem zaowocował konferencją w Asilomar. Także teraz i w tym samym periodyku Baltimore oraz inne autorytety w dziedzinie genetyki głoszą potrzebę szerokiej dyskusji poświęconej kwestiom bioetycznym. – Od chwili powstania CRISPR to przekonanie [o tym, że „człowiek z probówki” to tylko mroczna wizja fantastyki naukowej] przestało być aktualnie – przekonuje profesor słynnego Massachusetts Institute of Technology (MIT).