Człowiek - czytnik?
Współczesny świat, pomimo że zdominowany przez nowoczesną technikę, tak naprawdę składa się z liter. To one, tworząc słowa - nabierają nowych znaczeń, w zdaniach - zyskują moc oddziaływania na odbiorców, a równocześnie pozostają... prawie niezauważane. A przecież – chcąc nie chcąc – czytamy! Nawet jeżeli są to hasła reklamowe na bilbordach, znaki informacyjne czy nagłówki w gazetach. Oczywiście – dla tych, którzy są bardziej wytrwali (żeby nie powiedzieć: bardziej ambitni) i docierają do większych skupisk słów – to jest książek, otwierają się tysiące możliwości odczytu zawartych w nich liter. Ale wtedy pojawia się zagadnienie niemal egzystencjalne. Hamlet, na przełomie XVI i XVII wieku wygłosił znamienną kwestię: być albo nie być? My natomiast, możemy dziś zapytać inaczej: czy powinniśmy czytać czy nie czytać? A jeżeli jednak czytać, to jak?
Rozważając to zagadnienie, postanowiłam sięgnąć do różnych źródeł. W jednym z nich wskazano, że łatwiej książkę napisać, niż niektórym ją przeczytać, że stara księga, tak jak stara prawda i stare wino jest zawsze dobra, albo że mól książkowy czyta coś jednym tchem czy od deski do deski. Są to oczywiście tylko niektóre przysłowia tudzież frazeologizmy, które można znaleźć w słowniku pod hasłem „książka”. Z kolei próba zdefiniowania pojęcia „czytanie”, przyniosła następujące stwierdzenie: że jest to jedna z umiejętności nabywanych przez człowieka w procesie edukacji, która umożliwia odbiór informacji przekazywanych za pomocą języka pisanego. A ponieważ współcześnie jedną z podstawowych form komunikowania się jest wciąż mowa pisana, czytanie należy do najważniejszych umiejętności każdego człowieka.
Ale czy to wszystko jest ważne? Przecież dla pierwotnych kultur oralnych, to jest nie „skażonych” pismem, słowa nie mają widzialnej postaci, a tym samym wszelkie definicje tracą na znaczeniu. Pojęcia są bliższe realnemu życiu, łatwiejsze do zapamiętania. Myśli są jednak ulotne i w tym punkcie pismo wydaje się lepsze czy zwyczajnie: pewniejsze od przemijających, dynamicznych słów. Wiedza jest zorganizowana, a przywoływanie faktów z przeszłości ułatwione i stosunkowo ujednolicone. Pomijając oczywiście to, że litery zapisane mogą kłamać tak samo płynnie jak nieuczciwy rozmówca, to statecznie utrwalają wybrane zagadnienia z historii ludzkości. A ponieważ zostało napisane: „Słowacki wielkim poetą był”, pozostanie to zapisane tak długo, jak zachowa się jakikolwiek pisemny przekaz Ferdydurke Gombrowicza.
Skoro już sięgnęłam do klasyki literatury, pociągnę ten wątek dalej. Otóż: według Biernata z Lublina, (to też klasyka, lecz tylko pod warunkiem, że ktoś zajmuje się literaturą bardzo dawną): „kto miłuje księgi, nie miewa tęskności”. Z kolei Michael de Montaigne (bardzo znany w XVI wieku, dziś już trochę mniej) uważał, że teksty posiadają antropomorficzne cechy: są nam przychylne, „widzą”, „przyjmują”, „nie boczą się”. Śmiało można więc stwierdzić, że Tekst, czy szerzej: Książka, to niemal samodzielnie intelektualne twory, odbierane przez wrażliwych Czytelników jak ktoś Drugi, ktoś bliski. A taka personifikacja i indywidualizacja, prowadzi do ostatecznego wniosku, że: proces lektury staje się komunikacją wyższego rzędu. Intymnym dialogiem, związkiem, w którym Książek nie można sprowadzać do roli użytecznego narzędzia, martwego ale przydatnego narzędzia. Oczywiście, powyższe stwierdzenie działa również w drugą stronę: Czytelnik, tak silnie angażując się w czytanie, także odsłania swój stan duchowy. A przywiązując się do czytanych tekstów, dodaje im wyjątkowości i wydobywa nowe cechy ich „osobowości”.
Wobec tego, jak dziś czytać? Można w sposób naukowy. Można patrzeć na tekst jak na zadanie do rozwiązania, wyzwanie, które koresponduje z naszymi umiejętnościami i posiadaną wiedzą. Pewien wzór, w którym każda „zmienna” jest istotna i przynosi nowe informacje. Czytelnik zamienia się więc w tym przypadku w badacza, świadomego funkcji, jakie powinien spełniać tekst literacki. Według wyznaczonych cech literackości dzieli zatem pisemną rzeczywistość na literaturę i nie-literaturę. A fikcyjność, obrazowość oraz uporządkowanie naddane – bądź ich brak, wyznaczają jego pierwsze kroki w doborze lektury.
W tym miejscu, ktoś może zapytać: czym wobec tego jest właściwie książka? Nauczycielem, jak chce powyższy model czytania, czy przyjacielem pozwalającym na indywidualną interpretację? Cóż, wszystko zależy od wyboru tego, kto decyduje się podjąć tak ważnego i wcale nie najprostszego zadania, jakim jest proces lektury.
Umberto Eco proponuje na przykład ograniczenie swobody tworzenia i podporządkowanie się regułom. Chce odczytywać intencje autora, połączyć ją z intencją i rozumieniem Czytelnika oraz intencją dzieła samego w sobie. Interpretację opiera więc na analizie struktury tekstu, poznaniu (co często jest nieosiągalne na przykład w stosunku do autorów antycznych) i na tym, co odbiorca sam może „wnieść” do czytanego utworu.
Z kolei Richard Rorty opowiada się za używaniem literatury „dla siebie”. Pochwala metaforyczny „apetyt na literaturę”, zwraca uwagę na emocjonalną sferę odczuć interpretatora, a nie żmudny i często niemożliwy do przeprowadzenia proces poszukiwania „prawdziwie rzeczywistej prawdy” wypływającej z tekstu.
Jonathan Culler natomiast, kwestionuje oba wcześniejsze modele czytania i interpretacji: odrzuca reakcyjność lektury według Eco, ani nie akceptuje anarchiczności obecnej w pomyśle Rorty. Sam prezentuje rozróżnienie dwóch elementów: rozumienia tekstu- kiedy utwór sam niejako „zadaje” pytania, a Czytelnik bezpośrednio w nim odnajduje na nie odpowiedzi oraz nadrozumienia tekstu- czyli zadawania pytań, których nie stawia tekst, ale które poszerzają możliwości interpretacji. Culler mówi zatem, jak odczytywać dzieła podejrzliwie, szukając ich podwójnych znaczeń czy ukrytych kontekstów kulturowych.
Niestety, nawet jeśli już wybierzemy jakiś – dogodny dla siebie – model czytania, nadal pozostaje jeden problem: jak DZIŚ czytać? Czy z bagażem historycznych doświadczeń, nawarstwień kulturowych i osobistej biografii? Czy w oderwaniu od przeszłości, z punktu widzenia „tu i teraz”? Czy w odcięciu od czasu w ogóle? Nie wiem. Bo i w tym przypadku decyzja będzie indywidualna – podejmie ją czytający (wynika z tego, że Czytelnik to bardzo odpowiedzialne – choć zwykle niedoceniane – stanowisko!).
Kończąc, chcę podkreślić, że według mnie nie istnieje jedna prawidłowa odpowiedź na pytanie: „jak dziś czytać?”. Tym bardziej, że każda jednostka czytająca jest dzisiaj w cenie i nie trzeba, jak pisze Hanna Łochocka w wierszu Przyjaciel na całe życie: „molem być książkowym,/ grzbietu nad stołem ciągle schylać,/ od kartek nie odrywać głowy/ i książki w rękę brać co chwila” by zaliczyć się do (mimo wszystko: elitarnego) grona Czytelników.
I nieważne jest, czy czyta się Gazetę Onet.pl na ekranie tabletu, czy analizuje ze znawstwem powieść „Chłopi” Władysława Reymonta. Sądzę bowiem, że najważniejsze jest to, by nie utracić radości płynącej z lektury, owego „głodu słowa” jak pisze Ryszard Koziołek. By nie strywializować procesu czytania ale odkryć go na nowo.
Dlatego na pytanie: „jak dziś czytać?” odpowiadam: tak, żeby czerpać z tego jak największe zadowolenie. Wynajdywać w tekstach informacje, które według każdego z nas są istotne, które nas czegoś uczą, rozśmieszają czy zwyczajnie pozwalają oderwać się na chwilę od codzienności. Interpretować zgodnie z ustalonymi kanonami albo tworzyć swobodne nadinterpretacje. Wzorem badacza, zgłębiać procesy historycznoliterackie lub poczytać dla samego siebie w dowolnych momentach dnia. Po prostu: pozwolić zapisanym słowom zbliżyć się do nas i być może, zostać z nami na dłużej.
Bibliografia:
1. Bernacka A.: "Słownik frazeologiczny". Warszawa 2012.
2. Biernat z Lublina: "Ezop". Oprac. J.S. Gruchała. Wstęp S. Grzeszczuk. Kraków 1997.
3. Eco. U.: "Dwa modele interpretacji". W: Tegoż: "Czytanie świata". Przekł. M. Woźniak. Kraków 1999.
4. Eco U., Rorty R,, Culler J,, Brooke-Rose C.: "Interpretacja i nadinterpretacja". Red. S. Collini. Przeł. T. Bieroń. Kraków 1996.
5. Gombrowicz W.: "Ferdydurke". Kraków 1997.
6. Komeński J. A.: "Mowa o umiejętnym posługiwaniu się książkami, najcelniejszym narzędziem kształcenia umysłu". Oprac. J. Kapuścik. Tłum. Z. Abramowicz i M. Walentynowicz. Warszawa 1979.
7. Koziołek R.: "Zapomniane radości czytania". Kwartalnik literacki „FA-art” nr 3 (37), 1999.
8. Łochocka H.: "Przyjaciel na całe życie". W: Tejże: "Wyładunek z przeszkodami". Warszawa 2003.
9. Montaigne de M.: "O trzech rodzajach obcowania". W: "Próby. Księga trzecia". Przeł. T. Żeleński. Oprac. Z. Gierczyński. Warszawa 1985.
10. Walter O.: "Nieco o psychodynamice oralności". W: Tegoż: "Oralność i piśmienność. Słowo poddane technologii". Lublin 1992.
- 1 z 10
- Następny wpis: ZOO-M NA ZOO