24 listopada 1974 roku na terenie Afaru (regionu w Etiopii) odkryto najstarsze znane nam szczątki Australopithecus afarensis, datowane na 3,2 miliona lat. Lucy, bo pod takim imieniem został zapamiętany ten konkretny okaz, stała się od tego czasu symbolem nie tylko nauki, a zwłaszcza paleoantropologii, ale przeniknęła również do popkultury. W 50. rocznicę doniosłego odkrycia warto przypomnieć sobie okoliczności, w jakich do niego doszło, a także zrozumieć, w jaki sposób w ciągu ostatnich dekad poszerzaliśmy wiedzę o praprzodkini człowieka. O wyjątkowości Lucy mówi dr Andrzej Boczarowski – paleoantropolog, geolog oraz muzealnik związany z Wydziałem Nauk Przyrodniczych Uniwersytetu Śląskiego oraz Parkiem Nauki i Ewolucji Człowieka w Krasiejowie.

Weronika Cygan Adamczyk: To wiekopomne odkrycie, jakim było natrafienie na fragmenty szkieletu Lucy – nieznanego dotąd nauce gatunku praczłowieka – zdążyło przez lata obrosnąć wieloma mitami. W jakich okolicznościach doszło do tego zdarzenia i co dokładnie wydobyli z etiopskiej ziemi naukowcy 50 lat temu?

Dr Andrzej Boczarowski: Donald Johanson, który jest główną postacią w tej historii, wspominał (a lubił sobie czasem podkoloryzować), jak wraz ze swoim ówczesnym doktorantem Tomem Grayem, postanowili ponownie i na wszelki wypadek przejrzeć pewien obszar, który wydawał im się początkowo zupełnie paleontologicznie nieobiecujący, po to tylko, by go odhaczyć na liście obowiązkowych zadań i już do niego nie wracać. Poszli tam jednak z nadzieją, że być może znajdą coś ciekawego. Gdy już mieli stamtąd odejść, nagle Donald dojrzał ciemnobrunatną kość wystającą z ziemi i już wiedział, że musiała należeć do Hominina. Zgodnie z jego relacją podskoczył wtedy z wrażenia (sam bym tak zrobił!), a chwilę później jego doktorant zaczął drzeć się wniebogłosy, ponieważ znalazł fragment czaszki i więcej kości. Zaczęli się ściskać i krzyczeć z radości w niezwykle uciążliwym upale powyżej 40 stopni Celsjusza. Wrócili do obozu, gdzie obwieścili zespołowi radosną wiadomość, że niebawem zapiszą się na kartach historii. Wiedzieli, że patrzą na coś nieznanego, co z pewnością jest bardzo stare, ponieważ znali już wtedy wstępne datowania. Wydobywanie wszystkich szczątków z osadów trwało 2–3 tygodnie. Ostatecznie odkryto szkielet kompletny w 40%. Należy przy tym zwrócić uwagę, że to jest niewiarygodna liczba kości, a to dlatego, że wszystkie kręgowce są bilateralnie symetryczne, czyli mają dwuboczną symetrię. Oznacza to, że przy rekonstruowaniu szkieletu nie potrzeba nam wszystkich palców lewej dłoni czy prawej, bo wystarczy, że podczas rekonstrukcji odbijemy je symetrycznie, co zwłaszcza dzisiaj, w świecie cyfrowym, jest bardzo proste. Zatem te 40% to niemal kompletny szkielet. Naukowcy dysponowali wieloma fragmentami skamieniałych kości nóg i rąk, czaszki, kręgosłupa, żeber oraz pasa miednicznego. Tego było tak dużo, że oni doskonale wiedzieli, iż to znalezisko będzie sensacją.

Weronika Cygan Adamczyk: W Afryce Wschodniej znaleziono wiele szczątków praludzi. To tam, m.in. w Tanzanii, intensywne wykopaliska prowadziła słynna rodzina Leakeyów, z której pochodziło wielu wybitnych archeologów i paleoantropologów. Co takiego sprawia, że właśnie w tamtym regionie warto szukać śladów naszych przodków?

Dr Andrzej Boczarowski: Rejon Trójkąta Afarskiego, gdzie znaleziono Lucy, to z punktu geologicznego przedłużenie Wielkiego Rowu Afrykańskiego – gigantycznej struktury tektonicznej. W Północnej Etiopii obszar ten nazywa listopad 2024 wywiad my Kotliną Danakilską. Jest to ewenement w skali globu, dlatego że mamy tutaj potrójny węzeł tektoniczny, gdzie stykają się i rozchodzą trzy płyty: afrykańska, indyjska i arabska. To miejsce o złożonej historii geologicznej: teren raz się wypiętrzał, a raz obniżał, dochodziło do wybuchów wulkanów, powstawania jezior, pustyń, solnisk, więc mówimy o jego ogromnej dynamice. Wszystko to sprawia, że Wielki Rów Wschodni jest swoistą „wylęgarnią ewolucyjną” – żywym laboratorium, w którym widzimy zarówno nieprawdopodobne przyspieszenie zmienności następujących po sobie gatunków, jak i środowiska naturalnego – która wywiera presję na bytujące w nim organizmy. Ewolucja biologiczna sama w swoim przebiegu jest banalna, bo to nic innego jak przekazywanie materii genetycznej następnym pokoleniom, które albo się do zmian dostosują, albo wymrą. Jeśli człowiek miał gdzieś wyewoluować, to właśnie tutaj – w Afryce Wschodniej. W połowie lat 70. badania nad pochodzeniem ludzkości znacznie przyspieszyły, szczególnie jeśli chodzi o Afrykę Wschodnią. Już było wiadomo, że to teren dostępny, odsłonięty, a kraje, w których prowadzono prace wykopaliskowe były przychylne tym działaniom. Wschodni Rów Afrykański, szczególnie po odkryciu Dziecka z Taung, stał się bardzo obiecujący, toteż w 1974 roku konsorcjum badawcze IARE (ang. The International Afar Research Expedition, pol. Afarska Ekspedycja Badawcza) zaczęło swój trzeci sezon wykopaliskowy w Hadarze, czyli regionie Kotliny Danakilskiej. W konsorcjum działało kilka osób, które uczestniczyły w odkryciu Lucy. To wspomniany już wcześniej amerykański paleoantropolog Donald Johanson, francuski paleoantropolog i geolog z wykształcenia – Maurice Taieb oraz francuski antropolog Yves Coppens. Wśród odkrywców wymienić należy jeszcze również pochodzącego z USA paleoantropologa Tima White’a. Zatem badacze, którzy wydobyli Lucy z etiopskiej ziemi, dysponowali już wcześniejszymi doświadczeniami i wiedzą, ale – jak to bywa w tej pracy – musiało sprzyjać im również szczęście.

Weronika Cygan Adamczyk: Wróćmy jeszcze do samej Lucy. Co mówią nam o niej znalezione w Etiopii kości?

Dr Andrzej Boczarowski: To drobny okaz o wzroście ok. 110 cm. Oczywiście Lucy nie jest jedynym szkieletem australopiteka afarskiego i wiemy, że samce były wyraźnie wyższe od samic. Jej waga za życia nie przekraczała 30 kg. Była to zatem mała osoba i używam określenia „osoba”, ponieważ nie lubię mówić o formach przedludzkich jak o zwierzętach. Nie ma jednego momentu, w którym powstał człowiek. To nie było tak, że 300 tysięcy lat temu, 11 września o godzinie 16.00 w rejonie Auaszu, w Etiopii powstał Homo sapiens. Jest to ciągły proces. W każdym organizmie, z pokolenia na pokolenie ewoluują jednocześnie miliony cech, a nie kolejno – jedna po drugiej. To, co charakterystyczne dla Lucy, to pojemność jej puszki mózgowej, która nie przekracza specjalnie pojemności skalowanych dla szympansów. U tego gatunku obserwujemy wysoką zmienność osobniczą (podobnie jak u człowieka współczesnego). Pamiętajmy, że masa i objętość mózgu nie wpływają na inteligencję – to są rasistowskie pomysły. Komplikacja kory mózgowej, struktura i działanie mózgu to jest coś, co mówi o tym, czy ktoś jest mniej lub bardziej inteligentny. Sądzimy, że zdolność poznawcza Lucy i innych australopiteków musiała być wyższa niż szympansów, czego dowodzą ich pozostałości, na podstawie których domyślamy się, w jaki sposób wykorzystywały przyrodę czy pozyskiwały pożywienie. Przypuszczamy, że Lucy była od dzisiejszych szympansów sprawniejsza. Rozważamy też kontrargumenty. Przykładowo australopiteki afarskie mają stożkową klatkę piersiową. Jej rozszerzenie u dołu wskazuje na bardzo duży rozmiarowo ośrodek trawienny, większy żołądek i dłuższe jelito. To potrzebne do trawienia dużych ilości materii roślinnej. Wiemy, że spożywały materiał bardzo różnorodny, w tym mięso i rośliny. Żuchwy mają podobne do gorylich, co mogłoby sugerować nieustanne żucie, choć niekoniecznie. Sądzimy, że w ich diecie było więcej bulw, owoców, orzechów, być może miód, a na pewno wysokokaloryczne pożywienie. U małp człekokształtnych, u których dieta roślinna jest dominująca, organizm przekierowuje ogromną ilość krwi do systemu trawiennego. Ponieważ mózg jest bardzo energożerny, oznacza to, że istoty te nie będą miały tak rozwiniętych mózgów jak nasze ludzkie.

Weronika Cygan Adamczyk: Powszechnie wiadomo, że imię Lucy nawiązuje do utworu The Beatles Lucy in the Sky with Diamonds, choć obecnie coraz częściej używa się też imienia Dinkenesh. Wokół historii z nadaniem imienia odkrytemu w 1974 roku australopitekowi krąży jednak wiele legend. Jaka jest prawda?

Dr Andrzej Boczarowski: Zanim o tym wspomnę, chciałem podkreślić, że wszystkie te zdarzenia, o których mówimy, nie są pozbawione istotnego tła politycznego. Tego samego dnia, gdy odkryto Lucy, czyli 24 listopada, generał Mengystu Hajle Mariam dokonał egzekucji więźniów politycznych, którzy byli powiązani z etiopskim cesarzem Hajle Sylassje I. Odbyło się to wczesnym rankiem, kiedy to bez żadnego sądu zostało rozstrzelanych ok. 60 urzędników cesarskich. Wcześniej byli oni przez blisko rok przetrzymywani. Kiedy dla jednych ludzkość właśnie się kończyła, to w tym samym czasie, choć w innym miejscu, zachwycano się już „jutrzenką ludzkości”, bo tak też mówiono o Lucy. Krew w Etiopii lała się jeszcze przez 17 lat, a do dziś jest to państwo niespokojne. Tymczasem ekipa, która odkryła australopiteka (wtedy oczywiście jeszcze nie wiedziano, co to za gatunek), świętowała przez całą noc. Niedługo później, bo 20 grudnia, Donald Johanson wspólnie z etiopskim ministerstwem kultury zorganizowali konferencję prasową, na której przedstawiono znaleziony okaz jako Lucy, przy czym wcale nie był to oczywisty wybór. Rząd Etiopii chciał, by nadać mu nazwę o patriotycznym wydźwięku. Zasugerowano imię z języka amharskiego, czyli Dinkinesh, które oznacza „jesteś wspaniała”. Obecnie ten przydomek już wszedł do historii ustnej i pisemnej, bo ktoś go po wielu latach „odkurzył”. Była też mowa o jeszcze innym imieniu, pochodzącym z języka afarskiego – Heelomali, które tłumaczy się jako „ona jest wyjątkowa” i to się ostatnio zaczyna nieśmiało przebijać. Bo rzeczywiście Lucy jest wyjątkowa! Znamy ją jednak jako Lucy, a pochodzenie tego przydomka potwierdził sam Johanson dopiero z okazji 40. rocznicy odkrycia jej szczątków. Potwierdził, że tego pamiętnego dnia, gdy cieszyli się w nocy ze swego znaleziska, mieli w obozie magnetofon szpulowy i odtwarzali akurat wtedy bardzo modny utwór Beatlesów, czyli właśnie Lucy in the Sky with Diamonds. Ośmielę się stwierdzić, że piosenka pomogła Lucy, a Lucy piosence. Przeważnie nie podaje się, kto ten pomysł podrzucił, ale ja wiem, że była to Pamela Alderman, członkini ekspedycji, która zasugerowała, że skoro uczestnicy wyprawy słuchają tej piosenki do nieprzytomności, będzie to adekwatny wybór.

Weronika Cygan Adamczyk: I w ten sposób doszło do narodzin gwiazdy, a Lucy stała się ikoną rozpoznawalną na cały świat. Skąd ta jej siła oddziaływania?

Dr Andrzej Boczarowski: Złożyło się na to kilka czynników. Należy przy tym wspomnieć, że Lucy nie jest holotypem, czyli okazem, na podstawie którego zdefiniowano nowy gatunek. To był inny eksponat – LH 4, znaleziony w Tanzanii przez Mary Leakey i Tima White’a. Gdy Lucy opisano w artykule z 1976 roku, opublikowanym w „Nature”, szkielet określono lakonicznie jako AL 288-1. Nie wspomniano tam nic o imieniu Lucy. Symbol ten to akronim muzealny, gdzie AL oznacza Afar Locality, czyli lokalizację wydobycia; 288 to numer dokładnego stanowiska geologicznego, a cyfra 1 to z kolei numer okazu katalogowego wydobytego w tym miejscu. Wtedy jeszcze nie nadano Lucy łacińskiej nazwy, bo to nie był ten moment. Było jedynie wiadomo, że jest to jakiś nieznany nam wcześniej Hominin. Dopiero analiza ogromnej ilości materiału mogła doprowadzić do oficjalnego nadania mu nazwy naukowej, czyli Australopithecus afarensis, od razu sugerującej też miejsce znalezienia.

Gdy zespół Johnsona skończył sezon wykopaliskowy, Lucy została przewieziona do Cleveland w USA, gdzie przez pięć lat szkielet preparowano, czyszczono i fragmentarycznie rekonstruowano. 3 stycznia 1980 roku szkielet wylądował w Addis Abebie. Przekazany został do Narodowego Muzeum Etiopii. Temu zdarzeniu towarzyszyły liczne doniesienia prasowe zarówno w kraju, jak i na całym świecie. Do ojczyzny Lucy przybyło wówczas wielu dziennikarzy z całego globu. Kolejnym ważnym wydarzeniem, które wpłynęło mocno na postrzeganie Lucy, było przygotowanie wystawy objazdowej po USA w 2007 roku. Inicjatywa spotkała się z ogromną krytyką, ponieważ część naukowców była zdania, że takie ikoniczne okazy nie powinny być ruszane z miejsca, z którego pochodzą. Z drugiej strony etiopscy politycy stwierdzili, że to może przysłużyć się ich państwu. Część pieniędzy z biletowania – a trzeba pamiętać, że wystawa trwała parę lat – została przekazana Etiopii. Kraj ten zaczął być też postrzegany jako kolebka praludzkości. Lucy obejrzały przez ten czas setki tysięcy ludzi, a do tego rozpętała się istna batalia naukowa. W Stanach Zjednoczonych dokonano bardzo szczegółowego skanowania 3D tego szkieletu, co dostarczyło niezwykle precyzyjnych modeli, a te zostały potem przekazane rządowi Etiopii. Zgodnie uznano, że dostęp do tych danych muszą mieć wszyscy naukowcy świata, i to również przyspieszyło późniejsze badania Lucy. W końcu szkielet najsłynniejszego australopiteka wrócił bezpiecznie do Addis Abeby w 2013 roku, choć w Muzeum Narodowym nie jest wystawiany oryginał, tylko odlew gipsowy (niezbyt dobrej jakości).

Weronika Cygan Adamczyk: Jak na prawdziwą gwiazdę przystało, Lucy miała swoją własną „trasę koncertową”.

Dr Andrzej Boczarowski: Rzeczywiście stała się ona – i wciąż pozostaje – żywym symbolem społecznym. W Etiopii do dziś mamy nazwane jej imieniem liczne kawiarnie, bary z sokami owocowymi, zespoły muzyczne, magazyny polityczne, a nawet szkołę maszynopisania w Addis Abebie! W kraju organizowano też przez pewien czas zawody piłkarskie o puchar Lucy. Okazała się niezwykle ważna dla społeczeństwa etiopskiego, bo stała się dla niego symbolem narodowym, a nawet maskotką, która wyraża tożsamość, a także nieprzemijającą wartość etiopskiej prehistorii. Ja też w Parku Nauki i Ewolucji Człowieka w Krasiejowie mam swoją wystawę poświęconą Lucy, gdzie australopitek spaceruje po zrekonstruowanych tropach z Laetoli (odkrytych w Tanzanii przez wspomnianą Mary Leakey). Lucy jest ponadczasową ikoną nauki, a obchodzona w tym roku 50. rocznica jej odkrycia to czas, kiedy możemy przyjrzeć się, jak przez te wszystkie lata zmieniało się nasze jej postrzeganie i same badania nad nią, a także jak duże wrażenie na nas wywarła.

Weronika Cygan Adamczyk: Dziękuję za rozmowę.

Wywiad został opublikowany w "Gazecie Uniwersyteckiej UŚ" [nr 2 (322) listopad 2024]

Rekonstrukcja Lucy dr. Andrzeja Boczarowskiego
Dr Andrzej Boczarowski | fot. Basia Jendrzejczyk