Jesteś tutaj

Nieczęsto spotyka się badania, które, wychodząc od nauk prawnych, czerpią pełnymi garściami z medycyny, historii, socjologii, a nawet historii sztuki, zaś ich efektem jest projekt badawczy finansowany ze środków Narodowego Centrum Nauki. Ze szczególnym zainteresowaniem warto zatem przyjrzeć się studiom nad policją sanitarną dr. Marcina Janika z Katedry Prawa i Postępowania Administracyjnego UŚ
 

„Policja sanitarna” to kluczowy termin w siatce pojęć prawa administracyjnego – zaznacza na wstępie dr Janik. Atrakcyjność „policji administracyjnej”, w skład której wchodzi część sanitarna, wynika po części z tego, że po II wojnie światowej została ona zapomniana, bo poprzez polityczne konotacje źle się kojarzyła. Do tej tematyki powrócono i dopiero od lat 90. XX w.

Dr Janik podjął badania związane z działalnością organów policji sanitarnej, osadzając je na szerokim tle zagadnień epidemiologicznych. Materiału do analizy było aż nadto, ponieważ zjawisko epidemii towarzyszy nam od czasów prehistorycznych, a wiele elementów, które przez wieki były z nim powiązane, ma znaczenie do dzisiaj, np. analogie w postawach wobec epidemii. Przykładowo, gdyby zestawić atawistyczny strach, który towarzyszył epidemii dżumy z XIV wieku z reakcjami na pojawienie się wirusa HIV przeszło sześć wieków później, okaże się, że zachowanie wobec zagrożeń niewiele się różniło. W Szwajcarii, państwie cywilizowanym, zaproponowano, aby osoby zarażone wirusem powodującym AIDS stygmatyzować poprzez wypalenie im na czole odpowiedniego znamienia, żeby chronić przez zarażeniem osoby zdrowe.

Współczesny strach przed bronią biologiczną ma swoje źródła w historii, kiedy to choroby stawały na pierwszej linii frontu. Epidemia „czarnej śmierci” w XIV wieku rozpoczęła się od rozkazu chana Dżani-beka, który, oblegając Teodozję – faktorię handlową Genueńczyków, rozkazał, aby ostrzelano oblężoną twierdzę ciałami ofiar dżumy – dając tym samym początek historii broni bakteriologicznej. Wielkie epidemie miały moc przewyższającą siłę najliczniejszych armii. Przykładowo, ospa była sojusznikiem konkwistadorów – Aztekowie rezygnowali z walki nie tyle ze względu na niekorzystnie wypadające porównanie szans militarnych, co z przekonania, że wojskami Hiszpanów opiekują się bogowie, skoro nie imają się ich choroby dziesiątkujące miejscowych.

Również rzeźby i obrazy stanowią osobliwą dokumentację epidemii. Dzięki ołtarzowi Wita Stwosza, mamy dowód na to, że syfilis występował w Europie przed podróżami Kolumba – jest tam bowiem uwieczniona postać faryzeusza z ewidentnymi objawami wspomnianej choroby, której ofiarami byli m.in. papież Aleksander Borgia, Henri de Toulouse-Lautrec czy Al Capone.

Dr Janik wskazuje na fakt, że epidemie mogą być przedmiotem badań również filologów czy socjologów (ze względu na nienazywanie tego, czego się boimy – przez dwa i pół roku zamiast AIDS mówiło się „ta choroba”), a ciekawych obserwacji mogłoby dostarczyć powiązanie działań organów Państwowej Inspekcji Sanitarnej (tworzonej przez Główny Inspektor Sanitarny oraz 344 wojewódzkie, powiatowe oraz graniczne inspektoraty powszechnie nazywane „sanepidami”) z public relations czy zarządzaniem uwagą, wiedzą i informacją.

Zdaniem dr. Janika nie ma możliwości, żeby, pomimo coraz bardziej zaawansowanej technologii, ukształtowała się rzeczywistość bez epidemii. – Spokój w tej materii jest ułudą. Wydawało się, że poprawa higieny, szczepienia ochronne i nowe antybiotyki wygrywają z mikrobami. Nasze samozadowolenie rosło w miarę kolejnych sukcesów na froncie walki z chorobami. Stwierdziliśmy, że jednokomórkowce nie są żadną konkurencją dla Homo sapiens – opowiada prawnik. Tymczasem historia epidemii ostatniego stulecia jest zaprzeczeniem tej tezy: „hiszpanka” w latach 1918–1919, wirus HIV, „przedwczoraj” wirus SARS, a „wczoraj” Ebola – kiedy zdążymy się uspokoić i zapomnieć o zagrożenie epidemii, kolejna choroba (a w ciągu ostatnich trzydziestu lata pojawiło się ponad 30) nam o nim przypomina.

A przecież mikroby, wirusy i bakterie, bez paszportów czy wiz, mogą swobodnie przemieszczać się między państwami. Na szczęście rozwija się międzynarodowa sieć organów, której celem jest zapobieganie epidemiom. „Chrzest bojowy” sieć przeszła przy okazji pojawienia się wirusa SARS. Wówczas instytucje światowe zjednoczyły wysiłki i w ciągu 30 dni opisały nowe zjawisko. Dla porównania, w przypadku wirusa HIV skoordynowanie działań zajęło ponad dwa i pół roku.

– Wielu chorobom sami ułatwiamy życie – konstatuje dr Janik. – Na przykład niewłaściwie używamy antybiotyków, które są dodawane między innymi do farb czy fug. Mikroby z definicji przecież mają nad nami przewagę: jest ich więcej, bardzo szybko ewoluują, kolejne pokolenia pojawiają się co kilkadziesiąt minut. – Gdybyśmy pokusili się o sporządzenie „listy największych zabójców”, to w pierwszej piątce możemy umieścić rozmaite grypy – świńskie, ptasie, a poza tym AIDS, choroby biegunkowe, malarię i, w coraz większej liczbie przypadków skrajnie odporną na leczenie, gruźlicę – podsumowuje badacz.

Zeszłoroczna epidemia gorączki krwotocznej Ebola w Afryce Zachodniej pochłonęła prawie 9200 ofiar (Foto: pixabay.com).
 „Danse macabre” - grafika Michaela Wolgemuta z 1493 r. inspirowana wielką epidemią dżumy
Dr Marcin Janik