Dr hab. Lesław Niebrój, kierownik Katedry Filozofii i Nauk Humanistycznych Śląskiego Uniwersytetu Medycznego, mówi o walce ze zjawiskiem nazywanym „nową wojną narkotykową”, czyli produkcją, rozprowadzaniem i stosowaniem dopalaczy

– „Nowa wojna narkotykowa” to tytuł artykułu, który ukazał się w jednym z magazynów naukowych i pod jego wpływem przyjąłem terminologię wojskową – mówi dr hab. Lesław Niebrój, wyjaśniając, że pojęcia nowa wojna nie powinno się rozumieć wyłącznie jako kolejnej wojny, lecz jako wojny nowej pod względem jakościowym. – Nie mamy do czynienia tylko z innym niż dotychczas zestawem substancji, ale przede wszystkim z nieznanym wcześniej podejściem do całego systemu – zauważa profesor.

Używając pojęć wojskowych, porównuje produkty pierwszej wojny narkotykowej z żołnierzami, dopalacze z kolei nazwa „zielonymi ludzikami”. Jak działają „zielone ludziki”? Według naukowca ich głównym celem jest skuteczne ukrywanie. Czyni się to poprzez tworzenie nowych form, podstawień i związków.

– Pomysłowość „chemików” w tej kwestii jest tak duża, że nie ma możliwości stworzenia kompleksowej listy dostępnych substancji.

Kolejnym problemem jest niejasność terminologii towarzyszącej tego typu związkom.

– To, co powszechnie rozumiemy pod pojęciem dopalaczy nie zawsze jest pojmowane podobnie w innych krajach. Nie funkcjonuje jedna, ogólnie przyjęta nazwa określająca te substancje – przyznaje naukowiec i kontynuuje: – Podobny problem występuje na ulicy. To diler decyduje o nazwie środka dostępnego w danym miejscu. Innymi słowy, może się zdarzyć, że kupując narkotyk o nazwie X na ulicach San Francisco, niekoniecznie otrzymuję to samo, co jest dostępne pod tą nazwą w Katowicach. Ponadto dilerzy starają się, aby substancja nie odstraszała wyglądem. Dziś biały proszek postrzegany jest jako coś o wiele niebezpieczniejszego niż zwykła „trawka”. Co więc robią producenci? Substancję aktywną natryskują na pewne preparaty z liści i w taki sposób wprowadzają na rynek – dodaje dr hab. Lesław Niebrój.

Stara wojna narkotykowa, której bohaterami były heroina, kokaina, amfetamina i LSD, swój rozkwit przeżyła w latach 60. ubiegłego wieku. Pojawienie się pierwszych preparatów o właściwościach dopalaczy datuje się na koniec lat 70., z kolei wzrost ich produkcji nastąpił w latach 80. Substancje te to nic innego, jak związki chemiczne o określonym działaniu psychotropowym.

– W ciągu ostatnich 5–10 lat liczba tych produktów radykalnie wzrosła. Mówi się o powstawaniu jednego nowego dopalacza w tygodniu, w samym 2012 roku zarejestrowano 73 nieznane wcześniej substancje – zauważa naukowiec.

Dopalacze są obecnie produkowane na Dalekim Wschodzie, m.in. w Chinach, Indiach i Pakistanie. To nie jest praca chałupnicza. Zdecydowana większość tych substancji jest tworzona w dawnych fabrykach chemicznych albo przemysłu kosmetycznego. Naukowiec zauważył, że proces wprowadzania do sprzedaży nowego produktu przypomina nieudolne badanie naukowe, tylko tańsze i krótsze. Królikami doświadczalnymi są kupujący. Dobry produkt to według producentów dopalaczy taki, który zabija jak najmniej osób. Głównym punktem zbytu dopalaczy są obecnie Stany Zjednoczone Ameryki, dopiero stamtąd substancje trafiają do Europy. Skąd twórcy dopalaczy czerpią wiedzę na temat nowych rozwiązań chemicznych?

– Z dobrych publikacji naukowych. Większość tzw. designer drugs została zaplanowana w najlepszych laboratoriach na całym świecie. Od dawna trwa praca nad produkcją leków, które w zakresie swojego działania będą skuteczniejsze na przykład w walce z bólem, a jednocześnie mało uzależniające. Później publikuje się wyniki badań, nawet (a może szczególnie) tych nieudanych. Po co? Aby kolejni naukowcy nie popełniali tych samych błędów – przyznaje naukowiec ze Śląskiego Uniwersytetu Medycznego. – Mamy tutaj do czynienia z paradoksem polegającym na tym, że im większe jest niepowodzenie badaczy, tym lepiej wychodzą na tym producenci dopalaczy.

Jak należy patrzeć na dopalacze z punktu widzenia bioetyki? Nie ma wątpliwości, że pozostają one w sprzeczności z zasadami słuszności czy sprawiedliwości. Temat robi się ciekawy, gdy bioetyk próbuje wejść na wspólną ścieżkę z prawnikami, na przykład w kwestii sposobu wyeliminowania procederu sprzedaży tych substancji. Pojawia się mnóstwo pomysłów na walkę z nimi, trzeba jednak zdać sobie sprawę z tego, że całkowicie sprzedaży tego typu substancji nie wyplenimy. Ważne jest uświadamianie, szczególnie młodych ludzi, z czym mają do czynienia.

Fot. Pixabay
Dr hab. Lesław Niebrój, kierownik Katedry Filozofii i Nauk Humanistycznych Śląskiego Uniwersytetu Medycznego
Słowa kluczowe (tagi):