Jesteś tutaj

Serial "Korona królów" jest pierwszą od lat polską produkcją historyczną realizowaną z dużym rozmachem i dyskusja wokół niego ma znacznie dla naszej świadomości historycznej. Jego obyczajowy charakter nie przypadł jednak wielu osobom do gustu. Krytykowano jakość wykonania i nieścisłości historyczne. Między innymi o nich rozmawiamy z dr hab. Bożeną Czwojdrak, mediewistką, badaczką polskiej obyczajowości średniowiecznej, konsultantką historyczną serialu.

Jak trafiła do Pani Profesor produkcja Korony królów?

– W kwietniu 2017 roku w „Gazecie Uniwersyteckiej UŚ” ukazał się artykuł na temat wydania Pocztu władczyń polskich, którego jestem redaktorem naukowym i współautorką. Propozycja producentów serialu dotyczyła konsultacji historycznej scenariusza. Od początku było wiadomo, że nie będę obecna na planie serialu, bo sceny są kręcone przez około 25 dni w miesiącu i wymagałoby to rocznego urlopu w pracy.

Telenowela cieszy się sporą oglądalnością. Każdy odcinek ogląda 2,6 mln Polaków.

– To świadczy o tym, że był potrzebny serial historyczny, niekoniecznie ukazujący okres II wojny światowej. Czy dobrze pełni swoją funkcję? Myślę, że będzie można to podsumować dopiero po pierwszej serii.

Jednak pierwsze odcinki serialu wyemitowane na początku roku spotkały się z negatywnymi reakcjami. Internet wrzał od krytycznych komentarzy, memów, przeróbek. Na twórców serialu, w tym na konsultanta historycznego, posypały się gromy…

– Nie spodziewałam się aż takiej negatywnej reakcji. Nie byli to tylko anonimowi komentatorzy, ale i dziennikarze, publicyści, również osoby ze środowiska historyków. Odgrodzić się od tego nie dało i poniekąd trwa to do dzisiaj, chociaż serial rozwija się i odcinki są coraz lepsze. Aktorzy zaczynają wchodzić w swoje role, zgrywać się ze sobą.

Nie polemizowała Pani Profesor, nie wydawała oświadczeń…

– Nie. Odmawiałam też wszystkich wywiadów, a ich propozycje sypały się z mediów z każdej opcji politycznej. Zgodziłam się jedynie na wywiad dla portalu historycznego Histmag.org oraz teraz dla „Gazety Uniwersyteckiej UŚ”. Nie jestem osobą medialną, tylko historykiem, siedzę w archiwach. Zajmuję się osobami, które nie żyją od 600 lat.

Krytykowano grę aktorską, scenografię, stroje, plenery…

– Wnętrza, kształt korony, ale i kubek stojący na stole w dalszym planie… Nie zapominajmy, że nie jest to hollywoodzka produkcja o wielomilionowym budżecie, lecz telenowela w znacznej mierze kręcona w hali. Stąd też ograniczona liczba pomieszczeń, w których pojawiają się bohaterowie. Część zdjęć realizowana była też w kościele św. Idziego w Inowłodzu, przy bramie wjazdowej do zamku w Bobolicach, wkrótce w serialu „zagra” zamek w Malborku.

Być może w naszej edukacji jest za mało elementówobyczajowych i trudno postrzegać te postaci jako osoby, które żyły?

– Wiele zależy od nauczycieli historii, na których trafimy w kolejnych szkołach. Ale nawet jeden z kolegów mediewistów napisał: „Serial uświadomił mi, że ci ludzie żyli”. W serialu mamy np. Jaśka z Melsztyna – to postać historyczna, znamy jego działalność, wiemy, kogo poślubił, ale to papierowa postać. Cieszy, że Korona królów przemówiła do wyobraźni nie tylko zwykłych ludzi, ale i historyków. 

Krytycy serialu mieli pretensje m.in. o to, że Kazimierz został pokazany jako rozpustny mężczyzna, co wcale nie zostało opisane w kronikach.

– Zostało. Jan Długosz pisał, że Kazimierz wiódł rozpustne życie po śmierci Anny, jeżdżąc od panny do panny, a Jan z Czarnkowa – że król był hojnie przez naturę wyposażony i korzystał z życia. Obyczajowe wątki są ciekawe i na pewno zwracają uwagę, ale jest to serial historyczny i dlatego prym wiodą wątki historyczne. Kazimierz był jednak wielkim reformatorem i te reformy będą pokazane.

Co przeciętny Polak wie o Kazimierzu Wielkim? Że zastał Polskę drewnianą, a zostawił murowaną? Zna jego wizerunek?

– Wie, że jego wizerunek zdobi banknot 50 zł, o ile kiedyś spojrzał na niego z uwagą. Statystyczny Polak zetknął się z Kazimierzem Wielkim na jednej lekcji historii w szkole i zapewne potem już nigdy.

Pojawiły się też zarzuty, że jest to kolejny Klan, ale w średniowiecznych kostiumach.

– Wiadomo, że w serialu muszą być snute różne intrygi, co akurat w przypadku Kazimierza Wielkiego, biorąc pod uwagę jego romanse, nie jest wielkim problemem. A skoro przykład idzie z góry, to dwór też romansuje. Chciałabym, żeby widzowie uświadomili sobie, że w tamtych czasach ludzie mieli problemy podobne do naszych. Wiadomo, że władca stał przed innymi wyzwaniami niż my dzisiaj, ale tak samo czuł, kochał, cierpiał, był samotny. Mam nadzieję, że to zostanie w widzach. Obserwuję fanpage serialu na Facebooku. Czytam komentarze i widzę, jak widzowie przeżywają, że Jadwiga była taka zła, a biskup Grot – podstępny. Autentyczne postaci są zbudowane na przesłankach, które mamy. Wiemy, jak mogli się zachowywać bohaterowie, ale do tego dochodzi osobowość aktorów. Oprócz króla i biskupa Grota mamy w Koronie królów jeszcze inne, mniej znane postaci historyczne: Jaśka, Spytka czy Cudkę, które wiele znaczą w tej telenoweli. Staramy się wprowadzać pomiędzy nie emocje, rozbudowujemy wątki, w których biorą udział. Część postaci, jak dwórka Anny Egle czy kucharka Gabija, są wymyślone i ich losy można kreować dowolnie. Katarzyna Pilecka również nie jest postacią autentyczną, ale rodzina Pileckich istniała. Jest to więc postać osadzona w realiach. Z pewnością blisko Jadwigi była podobna osoba, bo tak zbudowany był dwór: przy młodej królowej przebywały młode dwórki, potem przy dojrzałej królowej – kobiety zamężne i wdowy.

Po emisji pierwszych odcinków mówiło się, że jest to serial nie o Kazimierzu, lecz o Jadwidze. Zwracano uwagę na jej silny charakter, chęć dominowania. To zasługa aktorki Haliny Łabonarskiej odtwarzającej postać. Czy Jadwiga naprawdę taka była?

– Z danych historycznych wynika, że mogła taka być. Na przykładzie Jadwigi i jej syna Kazimierza obserwujemy zderzenie XIII i XIV wieku. Jadwiga jest jeszcze kobietą XIII wieku, który w Polsce był wiekiem dewocji. Wiek XIV to czas oświecenia, a Kazimierz jest już człowiekiem XIV wieku. Był to w Europie czas wybitnych władców, do których możemy zaliczyć naszego Kazimierza. Jednocześnie władca ten był człowiekiem rozrywkowym. Zachowały się przekazy, że również jego pierwsza żona Anna lubiła muzykę i zabawy. Obserwujemy więc zestawienie tej pary z matką, która jeszcze dodatkowo jest pokazana jako osoba surowa i rozmodlona. To oczywiste, że Kazimierz z młodą żoną chcieliby żyć inaczej, niż wyobraża to sobie jego matka. Musi zatem pojawić się konflikt. Wielu widzów serialu reagowało z oburzeniem: „Ale ta Jadwiga była wtedy podstępna!”. A przecież dzisiaj dochodzi do tych samych konfliktów międzypokoleniowych. Bohaterowie Korony królów nie mieli komputerów, telefonów, nie stali w korkach, ale jeśli chodzi o uczucia, pragnienia – funkcjonowali tak jak my obecnie.

Rozmawiała

Katarzyna Gubała

 

Dr hab. Bożena Czwojdrak z Zakładu Historii Średniowiecznej i Nauk Pomocniczych Historii na Wydziale Nauk Społecznych UŚ jest mediewistką, bada obyczajowość średniowieczną. Jest redaktorką Pocztu władczyń polski - zbioru biograficzno-anegdotycznego na temat 50 kobiet, które same lub u boku swoich mężów wywarły wpływ na losy Polski.

Tekst jest fragmentem wywiadu opublikowanego pod tytułem Powrót króla w „Gazecie Uniwersyteckiej UŚ” [nr 6 (256) marzec 2018].

Kadr z serialu "Korona królów", TVP, foto: Marcin Makowski
Dr hab. Bożena Czwojdrak z Zakładu Historii Średniowiecznej i Nauk Pomocniczych Historii UŚ. Foto: Katarzyna Gubała/GU
Słowa kluczowe (tagi):