Oddzielić prawdę od fikcji
„Wysłuchaliście długiego i skomplikowanego procesu w sprawie morderstwa pierwszego stopnia. Teraz waszym obowiązkiem jest oddzielić prawdę od fikcji” – tymi słowami sędzia zwracał się do ławników w pierwszej scenie filmu "Dwunastu gniewnych ludzi" z 1957 roku. W ich rękach spoczywało życie chłopca oskarżonego o zabójstwo ojca. Jeśli jednomyślnie uznaliby go winnym popełnionej zbrodni, młody człowiek zostałby skazany na śmierć
O jego niewinności przesądzić mogły jedynie uzasadnione wątpliwości, wokół których rozegrał się amerykański dramat. Ta fikcyjna opowieść pokazuje, jak ogromna odpowiedzialność spoczywa na barkach ludzi zaangażowanych w przebieg procesu sądowego. Doskonale wie o tym dr Bartosz W. Wojciechowski, psycholog z Wydziału Pedagogiki i Psychologii UŚ oraz biegły sądowy, który wiele razy przygotowywał opinie mające wpływ na przebieg procesu. Od wielu lat zajmuje się także opracowywaniem skutecznej metody analizy treści zeznań, podwyższającej standardy opiniowania sądowego.
Fikcja i rzeczywistość
Bohaterowie przywołanego filmu opierali się przede wszystkim na zeznaniach, które usłyszeli na sali sądowej. Przedmiotem zainteresowania dr. Wojciechowskiego jest wyłącznie materiał treściowy dostępny bez konieczności bezpośredniego udziału w procesie. – Warto również podkreślić, że przygotowywana przeze mnie opinia jest jednym z wielu elementów sporu prawnego. Sąd ma prócz tego do dyspozycji zeznania świadków i wyjaśnienia, ekspertyzy oraz pełny materiał dowodowy. Moim zadaniem jest przede wszystkim ocena stanu psychicznego osób biorących udział w procesie, nie ma więc mowy o bezpośrednim decydowaniu o czyimś życiu – wyjaśnia psycholog. Niemniej, jak dodaje, zawsze obecna jest świadomość wpływu na przebieg procesu i związane z tym poczucie odpowiedzialności. – To był jeden z powodów, dla którego rozpocząłem prace nad poszukiwaniem użytecznego narzędzia umożliwiającego ocenę stopnia wiarygodności zeznań świadków – podkreśla badacz.
Prawda i kłamstwo
Na początku konieczne okazało się sprawdzenie istniejących już metod analizy tekstu przez pryzmat ich trafności i niezawodności w ocenie zeznań. Pierwsze narzędzia zostały skonstruowane w połowie XX wieku, do dziś powstało ich kilkanaście. – Okazało się, że zazwyczaj około 30–40% wskazań było błędnych. Poza tym w przypadku trafnych ocen trzeba jeszcze wziąć pod uwagę kwestię 50-procentowej szansy na poprawną odpowiedź – wyjaśnia badacz. Skuteczność istniejących metod była zatem mocno niesatysfakcjonująca, dlatego naukowiec postawił przed sobą zadanie skonstruowania nowego narzędzia, które pozwoliłoby na poprawienie trafności oceny zeznań. Cel ten był szczególnie godny uwagi, ponieważ mógł przesądzić o rzeczywistym zastosowaniu wyników w praktyce sądowej – a na tym dr. Wojciechowskiemu zależało najbardziej.
Aby jednak dobrze zrozumieć tę metodę, trzeba pamiętać, że pojęcia prawdy i kłamstwa mają nieco inne znaczenie w psychologii niż na przykład w logice. W przypadku zeznań organy procesowe oceniają wiarygodność, a psycholog sądowy może jedynie ocenić prawdopodobieństwo, że składane zeznania opierają się na bezpośrednich, osobistych obserwacjach świadka. Poza tym, jak dodaje dr Wojciechowski, liczne badania prowadzone w różnych ośrodkach naukowych wykazały, że nie ma określonej reakcji organizmu na świadomie formułowane kłamstwo, wskaźniki fizjologiczne są zatem niewystarczające. – Między innymi dlatego kwestionuje się możliwość zastosowania poligrafu w toku postępowania sądowego. Urządzenie to jest jak termometr, rejestruje pewne parametry ludzkiego ciała, ale nie ma w sobie zakodowanego modelu reakcji organizmu na kłamstwo. Przyspieszone tętno? Nierówny oddech? Zmiany potencjału elektrycznego mózgu? Nie o to chodzi. Dopiero interpretacja przebiegu komunikacji między specjalistą a osobą przesłuchiwaną w połączeniu z otrzymanymi wykresami może być źródłem przypuszczeń co do szczerości odpowiadającego – tłumaczy psycholog. Dlatego w swoich badaniach nie posługuje się tego typu urządzeniami, jego uwaga koncentruje się na spisanych zeznaniach.
Nasuwa się jednak pytanie, czy bezpośrednia obserwacja świadka podczas przesłuchania nie dostarczyłaby cennych informacji i czy spisane zeznania bez wskaźników pozajęzykowych są wystarczające do oceny stopnia ich wiarygodności. Okazuje się, że reakcje mimiczne czy obserwowalne zmiany w zachowaniu nie mają żadnego znaczenia w kontekście tej oceny. – Jest zupełnie inaczej. Gdy obserwujemy zachowanie świadka, mamy mniejsze szanse na trafną ocenę! Nam się jedynie wydaje, że świetnie potrafimy rozpoznać kłamcę. Powiem więcej: zdaniem niektórych badaczy jesteśmy ewolucyjnie nieprzystosowani do wykrywania kłamstw. Gdyby było inaczej, nie zbudowalibyśmy sprawnie działającego społeczeństwa... – podkreśla dr Wojciechowski. Ta zasada dotyczy także sędziów, prokuratorów i policjantów, a więc grupy szczególnie przekonanej o swoich zdolnościach instynktownego wyczuwania wszelkich nieprawidłowości. Jak przyjmują wyniki badań? – Pozostają wierni swoim przekonaniom – komentuje ze śmiechem badacz. Jeśli dr Wojciechowski mówi prawdę, nie pozostaje nam nic innego, jak włożyć wszystkie poradniki czytania mowy ciała między bajki.
Wiarygodność i zafałszowanie
Istotne okazało się zatem poszukiwanie elementów świadczących o świadomym fałszowaniu zeznań poprzez poszukiwanie różnic w samej ich treści, a nie porównywanie relacji jednej osoby z zeznaniami innych świadków. To podejście wyróżniało badania prowadzone przez naukowca z Uniwersytetu Śląskiego. – Założyliśmy, że nie ma zeznań całkowicie prawdziwych lub nieprawdziwych. Nawet jeżeli człowiek świadomie kłamie, zawsze stara się to ukryć wśród prawdziwych informacji, dlatego nas interesowała przede wszystkim wewnętrzna struktura wypowiedzi – tłumaczy badacz.
Na początku została opracowana lista kryteriów treściowych branych pod uwagę podczas analizy treści zeznań. – Najpierw spisaliśmy wszystkie kryteria, które udało się odnaleźć w literaturze przedmiotowej. Następnie usunęliśmy powtarzające się elementy oraz poprosiliśmy sędziów sądów powszechnych, by opierając się na własnym doświadczeniu, wskazali te, które ich zdaniem są najlepszymi predyktorami – wyjaśnia badacz.
Ostatecznie w metodzie zastosowano 21 kryteriów, przy czym podczas analizy tekstu każde z nich było rozpatrywane na trzech płaszczyznach. Oceniając np. spójność wewnętrzną treści zeznania, biegły sądowy bierze pod uwagę po pierwsze to, co świadek przeżył, a więc czy uczestniczył bezpośrednio w zdarzeniu, jakiego typu było to zdarzenie, ile osób w nim uczestniczyło itd. Po drugie sprawdza, jaki jest poziom sprawności intelektualnej świadka, jego wykształcenie, zasób słów, wiek czy doświadczenia życiowe. Po trzecie – okoliczności i technikę przesłuchania, a zatem stres, sugerowanie odpowiedzi czy bycie pod presją. – W ten sposób analizujemy każde z kryteriów – podsumowuje dr Wojciechowski.
Omówiony pierwszy etap badań, chociaż charakteryzował się już 70-procentowym stopniem trafności oceny zeznań, wciąż jednak nie satysfakcjonował badaczy. Kolejnym krokiem było przygotowanie specjalnego algorytmu.
Dreszczyk emocji
Przełom w badaniach nastąpił, gdy okazało się, że pomiędzy poszczególnymi kryteriami zachodzą znaczące relacje. – Doszliśmy do wniosku, że odpowiedź na pytanie, czy ktoś zafałszowuje zeznanie, tkwi nie w analizie wszystkich lub poszczególnych cech indywidualnych, ale w relacjach między tymi cechami – mówi psycholog. – Pamiętam, jak wprowadzałem przez kilka tygodni dane do arkusza kalkulacyjnego. To była żmudna i nudna praca. I nagle zaczęły się wyłaniać pewne zależności. Przyznam, że miałem dreszcze, gdy się okazywało, że kolejny element pasuje! – dodaje.
Okazało się, że nikt do tej pory nie uzyskał tak wysokiego wyniku trafnych wskazań w ocenie zeznań. Gdy został opracowany arkusz kryteriów i wspomniany algorytm, rozpoczęła się kolejna faza badań, mająca na celu testowanie zaproponowanej metody. Przeszkoleni studenci psychologii otrzymali pakiet zeznań eksperymentalnych lub rzeczywistych i sprawdzali ich wiarygodność przy użyciu nowego narzędzia. Efekty były zaskakujące. Badacze uzyskali blisko 95-procentowy wskaźnik trafnych wskazań dla zeznań szczerych i niemal 91-procentowy wskaźnik wykrywania prób fałszowania. – Nasza metoda jako jedyna osiągnęła poziom trafności diagnostycznej właściwy dla narzędzi dopuszczalnych w praktyce sądowo-psychologicznej – podkreśla dr Wojciechowski.
Uzyskane wyniki pozwalają także na kontynuację badań z uwzględnieniem innego rodzaju treści, jakim są wyjaśnienia. – Stawiamy poprzeczkę wyżej. Zwróćmy uwagę, że tylko w przypadku zeznań świadek ma obowiązek mówienia prawdy. Wyjaśnienia można wielokrotnie zmieniać bez żadnych konsekwencji. Narzędzie będzie także testowane na zeznaniach dzieci. To są kolejne wyzwania – podsumowuje psycholog.
Małgorzata Kłoskowicz
Artykuł pt. „Uzasadnione wątpliwości” ukazał się drukiem w numerze 3 (233) „Gazety Uniwersyteckiej UŚ” (grudzień 2015)