Nie ma czegoś takiego jak naturalna śmierć języka
Gdy pada termin "rewitalizacja", to najczęściej myślimy o dużych zniszczonych przestrzeniach miejskich, które próbuje się przywrócić do życia. Tymczasem pojęcie to może również odnosić się do języka.
– Pochodzę z małego miasteczka górniczego, z Rydułtów. Tam nie dało się uciec przed śląszczyzną. W klasie byłam jedną z niewielu osób, które starały się posługiwać tzw. czystą, poprawną polszczyzną. Moja mama z troski o moją przyszłość dbała o tę szczególną umiejętność szybkiego „przełączania się” z jednej mowy na drugą, w zależności od okoliczności – opowiada mgr Magdalena Chowaniec, socjolingwistka z Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Choć, jak sama przyznaje, jej relacja z językiem śląskim nie była prosta, dziś coraz chętniej się nim posługuje. To on stał się także jednym z trzech języków, które analizuje pod kątem strategii rewitalizacji.
Lokalne, regionalne, zagrożone
Gdybyśmy mieli zastanowić się nad pojęciem rewitalizacji, zapewne najpierw pomyślelibyśmy o dużych zniszczonych przestrzeniach miejskich, które próbuje się przywrócić do życia. Okazuje się, że słowo to może być używane także w kontekście ochrony języków zagrożonych wymarciem, w pewien sposób zdegradowanych. Jak podkreśla mgr Magdalena Chowaniec, badacze używają różnych określeń na takie języki. Można je nazwać lokalnymi, regionalnymi, mniejszości czy zagrożonymi.
– Są to, mówiąc najogólniej, języki o statusie podporządkowanym językowi dominującemu danego kraju – wyjaśnia badaczka. Mgr Magdalena Chowaniec wybrała do swoich badań trzy języki: śląski, normandzki i busański i analizuje je z perspektywy strategii ich rewitalizacji.
– Szukałam przede wszystkim języków o różnej sytuacji socjolingwistycznej – mówi badaczka. – Język śląski to mój język, dlatego jego obecność w badaniach była czymś oczywistym. Język normandzki poznałam podczas pobytu we Francji. Ten znajduje się w naprawdę trudnym położeniu. Najbardziej zaskakujący może wydawać się jednak trzeci z nich. Byłam ciekawa, jak wygląda sytuacja języka w pewien sposób zagrożonego w zupełnie innej części świata, gdzie nie ma np. Europejskiej karty języków regionalnych lub mniejszościowych, ułatwiającej nawiązywanie porozumienia między społecznościami posługującymi się takimi właśnie językami a administracją publiczną. Wybór padł więc na Koreę Południową i język busański, używany przede wszystkim przez mieszkańców Busanu, drugiego pod względem wielkości koreańskiego miasta – dodaje naukowczyni.
Głównym celem jej badań jest porównanie strategii rewitalizacyjnych. Takie działania mają różne cele w zależności od socjolingwistycznej sytuacji danego języka. – Nie ma natomiast jednej drogi. Fakt, że pewne działania sprawdziły się znakomicie w odniesieniu do jednego języka, nie gwarantuje nam sukcesu w przypadku innego – mówi doktorantka.
Jako przykład podaje bardzo dobrze ocenianą przez ekspertów rewitalizację języka baskijskiego, który został m.in. skodyfikowany. Ten sam zabieg zastosowany w odniesieniu do języka bretońskiego doprowadził do sytuacji, w której pokolenia tradycyjnych i nowych użytkowników języka posługują się jego różnymi odmianami, co utrudnia komunikację. Dlatego w tym przypadku nie należy ślepo powielać wypracowanych strategii, lecz trzeba najpierw dobrze poznać sytuację, a następnie dopasować rozwiązania do zdiagnozowanych potrzeb.
– Mogą to być np. działania polityczne, zwiększenie liczby użytkowników czy zmiana postrzegania języka – wymienia badaczka.
Ślōnskŏ gŏdka, Normaund, 부산말 Busanmal
Jak wynika z Narodowego Spisu Ludności z 2021 roku, językiem śląskim w kontaktach domowych posługuje się prawie 458 tysięcy osób. Mgr Magdalena Chowaniec przyznaje, że jego sytuacja socjolingwistyczna jest coraz lepsza, ponieważ procesy rewitalizacji prowadzone są intensywnie od dawna i wielotorowo.
– Są to działania polityczne dążące do przyznania mu statusu języka regionalnego. Rozpoczęła się kodyfikacja, mamy chociażby powołaną Radę Języka Śląskiego czy alfabet śląski, ślabikorzowy. Podejmowane są ciekawe inicjatywy w kulturze i sztuce. Tłumaczone są teksty literackie, można zobaczyć w kinie filmy ze śląskim lektorem, choć przyznam, że jeszcze nie widziałam takiego seansu, bo bilety rozchodzą się jak ciepłe bułeczki. A to jeszcze nie koniec. Mamy ofertę edukacyjną o regionie, materiały dla wszystkich grup odbiorców, gadżety promujące ślōnski jynzyk... – komentuje badaczka.
Jak dodaje, nie są to inicjatywy podejmowane ze względu na zewnętrznego odbiorcę, na przykład w celu promocji regionu, lecz pozwalają odkryć na nowo, a może i odczarować język jego użytkownikom.
– Ja również mogę powiedzieć, że dziś taka symboliczna rewitalizacja języka śląskiego odbywa się we mnie. We Francji podczas wyjazdu w ramach programu Erasmus spotkałam wiele młodych osób z różnych mniejszości narodowych. Gdy rozmawialiśmy, zaczęłam sobie zadawać pytanie: dlaczego ja nie miałabym docenić własnej kultury? Przez tyle lat uczyłam się języków obcych, aby być osobą wielojęzyczną. Tymczasem ja byłam dwujęzyczna już jako dziecko. Teraz mówię z pełnym przekonaniem, że jestem dumną użytkowniczką języka śląskiego i widzę, że te zmiany zachodzą nie tylko we mnie – przyznaje doktorantka.
W zupełnie innej sytuacji socjolingwistycznej znajduje się język normandzki. W jego przypadku walczy się przede wszystkim o nowych użytkowników. Posługuje się nim już tylko pokolenie dziadków i starsze, a to oznacza, że jeśli nie pojawią się młodsi użytkownicy, wkrótce język ten będzie martwy.
– W tym przypadku rewitalizacja języka oznacza więc walkę o przetrwanie. Nie ułatwia zadania fakt, że ma on wiele dialektów. Co więcej, używany jest obecnie nie tylko w Normandii kontynentalnej, na północy Francji, lecz również na kilku Wyspach Normandzkich, będących dependencjami Korony Brytyjskiej – wyjaśnia badaczka.
Z kolei językiem busańskim posługują mieszkańcy drugiego pod względem wielkości miasta Korei Południowej, Busanu.
– Choć liczba użytkowników w tym przypadku jest duża, problemem okazuje się jego status. Wiele osób wstydzi się go używać – mówi mgr Magdalena Chowaniec.
Jak dodaje, Busan to miasto, które stawia na umiędzynarodowienie, stąd obserwuje się wiele skutków globalizacji. Wydaje się, że przez te działania język busański został w pewnym sensie zaniedbany. Eksponowany jest podczas różnych festiwali kultury czy nawet w filmach – bardziej jednak jako ciekawostka, jako element folkloru.
– Z ciekawych inicjatyw warto wymienić jednak specjalne spotkania edukacyjne dla małżonków z okolic Busanu, których rodziny posługują się różnymi odmianami językowymi. Dzięki spotkaniom mogą się porozumieć – przyznaje badaczka. – Aby lepiej zrozumieć te procesy, obecnie kontynuuję swoje badania w Busanie, poznając z bliska interesującą mnie kulturę – dodaje.
Analizy porównawcze prowadzone przez mgr Magdalenę Chowaniec są dwuetapowe. Pierwszy etap to badania ankietowe dotyczące praktyk i opinii językowych wśród użytkowników każdego z języków. Naukowczyni chce dowiedzieć się więcej o ich potrzebach i stosunku do języka. W drugim etapie spotka się z bezpośrednio zaangażowanymi w działania promujące dany język aktywistami, którzy podejmują różne inicjatywy służące rewitalizacji. Zwieńczeniem badań będzie porównanie opisanych strategii rewitalizacyjnych stosowanych w przypadku każdego z trzech języków i odniesienie ich do zdiagnozowanych i opisanych potrzeb.
– Na koniec chciałabym dodać, że nie ma czegoś takiego jak naturalna śmierć języka. Tradycyjni złoczyńcy, a więc imperializm, globalizacja i „wolny” rynek to zjawiska, które ustanawiają hierarchię pomiędzy językami. Jedne się umacniają na językowej giełdzie wartości, inne słabną, tracąc w oczach świata i swoich własnych użytkowników – podsumowuje naukowczyni.
Małgorzata Kłoskowicz
Artykuł został opublikowany w "Gazecie Uniwersyteckiej UŚ" [nr 2 (322) listopad 2024]