Jeśli chodzi o promieniowanie, obecni mieszkańcy Fukushimy są całkowicie bezpieczni. Otrzymują oni niemal identyczne dawki promieniowania, jak mieszkańcy Polski, Francji czy Białorusi. Pokazały to badania, w których udział brali uczniowie z Japonii i Europy

O wynikach eksperymentu poinformował prof. Ludwik Dobrzyński z Narodowego Centrum Badań Jądrowych w Świerku. W badaniach opublikowanych w „Journal of Radiation” wzięli udział uczniowie z 12 szkół japońskich (w tym 6 z Fukushimy), 4 szkół z Francji, 2 szkół z Białorusi i 8 szkół z Polski. W sumie w projekt było zaangażowanych ponad 200 uczniów. Każdy z uczestników badania miał przez 2 tygodnie nosić wszędzie ze sobą radiometr – niewielkie urządzenie gromadzące dane o poziomie promieniowania jonizującego.

Młodzież z radiometrami na szyi

Młodzi badacze mieli też zapisywać miejsca, w których przebywali – np. ile czasu spędzali na zewnątrz, kiedy byli w budynkach z betonu, a kiedy w pomieszczeniach z drewna. Ani uczniowie, ani ich nauczyciele podczas eksperymentu nie mogli sprawdzić, jakie wyniki zarejestrowały radiometry. Dane były zaszyfrowane, żeby nikogo nie kusiło, aby wpływać na wyniki tych badań.

– Okazało się, że dawki promieniowania, jakie otrzymują mieszkańcy Fukushimy, innych części Japonii, Francji, Białorusi czy Polski są bardzo podobne – podsumował badania prof. Dobrzyński. Mieszkańcy Fukushimy nie mają więc powodów, by się obawiać o swoje zdrowie. Poziom promieniowania, z jakim mają tam styczność, jest zupełnie w normie.

Promieniowanie? Naturalnie!

Naukowiec wyjaśnił, że każdy z nas otrzymuje pewną dawkę promieniowania. Każdego dnia wystawieni bowiem jesteśmy np. na promieniowanie kosmiczne, a także promieniowanie ze skał i gleb. Źródłem promieniowania są nawet pewne nuklidy, które mamy w ciele (choćby jeden z izotopów potasu). Prof. Dobrzyński informuje, że w Polsce dawka promieniowania naturalnego, na której działanie jesteśmy wystawieni, to średnio 2,4 milisiwerta rocznie. Dobrzyński zaznacza, że jeśli do tego doliczyć jeszcze promieniowanie, z którym styczność mamy podczas procedur diagnostyki medycznej (np. rentgen, tomografia), średnia ta wzrasta do 3,3 milisiwerta.

– Dzięki temu projektowi młodzież poznała, jak mierzy się poziom promieniowania. I już to samo byłoby ciekawe. Ale to nie wszystko – zaznaczył badacz. Dodał, że projekt oprócz wymiaru naukowego, miał też niezwykle istotny wymiar społeczny.

Cofnąć uprzedzenia

Awaria elektrowni jądrowej w Fukushimie nastąpiła w wyniku trzęsienia ziemi i tsunami, w marcu 2011 roku. Ludność z Fukushimy i okolic ewakuowano – przesiedlono 160 tys. mieszkańców. Teraz mieszkańcy stopniowo wracają na tereny wokół Fukushimy. Z powodu samego promieniowania z uszkodzonej elektrowni w Fukushimie nikt nie umarł. – Ale z powodu stresu związanego z przesiedleniami zmarło aż 1600 osób – mówi Dobrzyński i podaje w wątpliwość, czy przesiedlenia te w ogóle były uzasadnione.

W dodatku, jak mówi, po awarii pojawiły się w społeczeństwie pewne nieracjonalne uprzedzenia. – Ludzie, którzy znaleźli się w pobliżu źródła promieniowania, bywali traktowani tak, jakby byli skażeni. Ich późniejsze funkcjonowanie w społeczeństwie bywało utrudnione. I tak np. dzieci z okolic Fukushimy czasem czują się wykluczane i stygmatyzowane wśród rówieśników. Poza tym w społeczeństwie pojawiają się np. wątpliwości, czy osoby, które były napromienione, mogą się żenić czy wychodzić za mąż i mieć dzieci – opowiada Dobrzyński. Podkreśla, że te zastrzeżenia nie mają sensu z punktu widzenia nauki i należy je szybko wyjaśniać.

Dlatego jedna ze szkół w Fukushimie uruchomiła międzynarodowy projekt realizowany wśród uczniów. W ramach niego młodzież mogła zdobyć rzetelna wiedzę o promieniowaniu i wymienić się doświadczeniami z uczniami z innych miejsc na świecie.

Wszystko może być szkodliwe. Kwestia dawki

Jak podaje prof. Dobrzyński, promieniowanie jest szkodliwe, jeśli ma się w krótkim czasie styczność z dawkami kilkaset razy silniejszymi niż w normalnych sytuacjach. Jak wykazują badania, ostra choroba popromienna, która skończy się śmiercią, występuje, jeśli otrzyma się na raz dawkę promieniowania większą niż 2000 milisiwertów (2 siwerty). Z kolei odlegle w czasie efekty – nowotwory, dysfunkcje narządów, skrócenie długości życia – mogą wystąpić, gdy jednorazowo otrzyma się dawkę między 200 a 2000 miilisiwertów. – Nie ma za to mocnych dowodów na to, że dawki promieniowania mniejsze niż 200 milisiwertów prowadzą do rozwoju nowotworów – opowiada naukowiec. Przyznaje, że trudno to badać chociażby dlatego, że zwykły obywatel nie ma nigdy szansy zetknąć się z tak dużym promieniowaniem.

Jak zaznacza, promieniowanie prowadzi do uszkodzeń DNA. Jednak organizm świetnie sobie radzi z naprawą większości takich uszkodzeń. Jak opowiada naukowiec z NCBJ, uszkodzenia, jakie rocznie wywołuje w organizmie promieniowanie o wartości 1 milisiwerta, są 10 mln razy mniejsze niż uszkodzenia DNA wywołane w tym czasie przez naturalne procesy utleniania w naszym organizmie.

 

Źródło:

PAP – Nauka w Polsce, Ludwika Tomala

 

Elektrownia atomowa Fukushima I (Fukushima Dai-Ichi Genshiryoku Hatsudensho Jiko). Fot. Naeblys - Fotolia