Ci pragmatyczni Bizantyńczycy
Jaki był mieszkaniec XII-wiecznego Konstantynopola? To zazwyczaj dobrze wykształcony chrześcijanin znający starożytną literaturę grecką i nią zafascynowany. Mówił po grecku i miał też greckie poczucie humoru. Gdy chciał kogoś obrazić, nazywał go pijanym mężczyzną bez brody. Nie znał łaciny, bo jej nie potrzebował, a mimo to nazywał siebie Rzymianinem. Sprzeczności te dobrze oddaje słowo „ρωμιοσύνη” oznaczające zarazem „rzymskość” i „greckość”.
O tym, dlaczego Bizancjum może być fascynujące, opowiada dr hab. prof. UŚ Przemysław Marciniak z Wydziału Filologicznego Uniwersytetu Śląskiego, kierownik projektu pt. „Historia intelektualna dwunastowiecznego Bizancjum – przejęcie i przekształcenie literatury antycznej”.
Dr Małgorzata Kłoskowicz: XII-wieczni Bizantyńczycy to…
Dr hab. prof. UŚ Przemysław Marciniak: …chrześcijańskie społeczeństwo mówiących po grecku Rzymian, które żywo zainteresowało się kulturową spuścizną antycznej Grecji, chociaż zawsze miało do niej stosunek ambiwalentny ze względu na jej pogański charakter.
MK: Jeśli Bizantyńczycy czuli się Rzymianami i tak się określali, dlaczego tak bardzo interesowała ich antyczna literatura grecka?
PM: Być może to, co teraz powiem, zabrzmi nieprawdopodobnie, ale Bizantyńczycy praktycznie nie znali łaciny. Czuli się politycznymi spadkobiercami starożytnego Rzymu, ale w przestrzeni kultury, w tym również literatury, bliższa im była spuścizna starożytnej Grecji. Co więcej, nie poważali łaciny do tego stopnia, że w liście do papieża Mikołaja I cesarz Michał III – znany w historiografii jako Pijak – nazwał ją językiem barbarzyńskim. Bizantyńczycy byli pragmatyczni. W okresach silniejszych napięć z Rzymem potrafili zmieniać kody kulturowe stosownie do aktualnie odpowiadającej im orientacji politycznej.
MK: A gdyby nazwać ich Grekami?
PM: Przez wiele wieków określenie „Grek” („Graikos”) lub „Hellen” miało negatywne znaczenie, „Hellen” był synonimen poganina, a my rozmawiamy przecież o społeczeństwie chrześcijańskim. Z czasem jednak zmieniło się znaczenie tych słów i w wyniku nagłego oraz intensywnego zainteresowania literaturą helleńską używali ich, by podkreślić z dumą swe greckie powinowactwo.
MK: Szczególnie silne zainteresowanie literaturą starogrecką przypada właśnie na okres XII-wiecznego Bizancjum. Dlaczego akurat wtedy stała się tak bardzo popularna?
PM: Jest to jeden z fenomenów w dziejach Cesarstwa Rzymskiego. XII wiek to czas ekonomicznego odrodzenia tej części Imperium, która pod rządami dynastii Komnenów osiągnęła niezwykle wysoki poziom rozwoju gospodarczego. Rosła populacja, ożywił się handel. Okres rozkwitu sprzyjał migracjom, do Konstantynopola przybywali wykształceni ludzie szukający zatrudnienia. XII-wieczne Bizancjum to chyba jedyne miejsce w historii świata, w którym bycie filologiem klasycznym gwarantowało pracę i całkiem przyzwoite dochody. Specjaliści zatrudniani byli przede wszystkim w cesarskiej administracji, gdzie posługiwano się językiem starogreckim. To tak, jakbyśmy w polskich urzędach mieli posługiwać się językiem z czasów Jana Kochanowskiego. Potrzebni byli zatem wykształceni pracownicy tłumaczący i opracowujący dokumenty. Wówczas było ich tak wielu, że często musieli ze sobą konkurować, by zwrócić uwagę patronów.
MK: Stosunek do cesarstwa zachodniego widać zapewne również w ich tekstach…
PM: To prawda. Teodor Prodromos napisał między innymi „Wyprzedaż żywotów” będącą przekształceniem czy też rodzajem kontynuacji tekstu Lukiana o tym samym tytule. W pierwowzorze Zeus wraz z Hermesem licytatorem prowadzą wyprzedaż żywotów starożytnych filozofów. Tysiąc lat później Teodor Prodromos kontynuuje wyprzedaż, sprzedając najważniejszych pisarzy starożytności. Pod młotek poszły żywoty Eurypidesa, Arystofanesa, Demostenesa, Homera, Hipokratesa i… pewnego rzymskiego prawnika Pomponiusza. Hermes licytator odpowiadał na pytania kupujących, którzy, będąc przecież pragmatycznymi Bizantyńczykami, najczęściej chcieli wiedzieć, do czego może im się przydać dany pisarz. Eurypides pomoże opłakiwać zmarłą córkę, retor Demostenes – sprzedać wszystko każdemu, Hipokrates podpowie, jak ukryć brak wiedzy medycznej, a Arystofanes? Do niczego się nie przyda, ponieważ za dużo przeklina. Chociaż nie. Właśnie do tego może być wykorzystywany. Jeśli Bizantyńczycy zamierzali przeklinać, cytowali fragmenty pochodzące właśnie z tekstów Arystofanesa. Pozostał zatem rzymski prawnik Pomponiusz, który, jak można się domyślić, odpowiadał na pytania kupujących po łacinie. Tłumaczem był Hermes. Rozpoczyna się jeden z moich ulubionych fragmentów, w którym dochodzi do licznych nieporozumień na tle językowym. Słowa łacińskie bowiem niejednokrotnie znaczą co innego w grece. Podam przykład. Pomponiusz zapytany, czym się zajmuje, odpowiedział: „lege”, co po grecku znaczy dosłownie: „mów”, na co kupujący odpowiedział: przecież mówię. Włączył się wówczas Hermes, który tłumaczył nieporozumienie. „Lege” po łacinie to oczywiście odmieniona forma słowa „lex” oznaczającego „prawo”. Prodromos podaje błędny przypadek, ale to już wypadek przy pracy.
MK: Przywołane teksty świadczą o tym, że Bizantyńczycy mieli poczucie humoru…
PM: Jeśli Bizantyńczyk chciał kogoś obrazić, nazywał go pijakiem lub obrzezanym. Zachował się również jeden z bizantyńskich poematów składający się z pojedynczych słów dwunastosylabowych, z których każde jest obelgą. Bardzo obraźliwe było jednak nazwanie kogoś mężczyzną… bez brody. Taki wygląd charakteryzował eunuchów. Pod koniec istnienia Bizancjum powstała „Msza bezbrodego” – jeden z bardziej nieprzyzwoitych utworów tamtego okresu. Na pewno greckie, fizjologiczno-erotyczne poczucie humoru było im bliskie. Potrafili w towarzystwie opowiadać dowcipy, które nas mogłyby żenować. Zachował się na przykład tekst obrażający w ponad stu wersach dojrzałą kobietę próbującą się odmładzać. W poemacie znalazł się opis jej życia, została porównana między innymi do legowiska węgorzy lub portu, do którego zawinęło zbyt wiele statków. To także jest spuścizna starożytnych Greków. Była w XII-wiecznych Bizantyńczykach intrygująca sprzeczność. Badamy bowiem społeczeństwo do głębi chrześcijańskie zafascynowane jednocześnie pogańską literaturą.
MK: Dziękuję za rozmowę.
____________________________________________________
Dr hab. prof. UŚ Przemysław Marciniak jest kierownikiem Katedry Filologii Klasycznej oraz Centrum Badań nad Literaturą i Recepcją Bizancjum, pełni funkcję koordynatora Byzantine Reception Network, sieci naukowej finansowanej ze środków nagrody przyznanej przez Alexander von Humboldt Stiftung. Prof. Przemysław Marciniak pracował i przebywał na długoterminowych stażach badawczych w Belfaście, Berlinie, Paryżu, Uppsali, Waszyngtonie i Princeton. Jest pierwszym od ponad czterdziestu lat Polakiem, którego tekst ukazał się w najbardziej prestiżowym czasopiśmie bizantynistycznym „Dumbarton Oaks Papers” wydawanym przez Harvard University Press.
Fragment wywiadu, którego całość można przeczytać na stronie Unwiersytetu Śląskiego www.us.edu.pl.