Bezpieczeństwo nuklearne w kontekście wojny w Ukrainie
Rosjanie ostrzelali elektrownię atomową w Zaporożu w Ukrainie – takie informacje dotarły do nas na początku marca 2022 roku. Podobne zdarzenia miały miejsce także w Czarnobylu. – Trzeba być niespełna rozumu, i to jeszcze z tendencjami samobójczymi, aby niszczyć obiekty jądrowe – podsumował groźne działania prof. dr hab. Janusz Janeczek, przewodniczący Rady Bezpieczeństwa Jądrowego i Ochrony Radiologicznej, organu doradczego prezesa Państwowej Agencji Atomistyki. Naukowiec z Uniwersytetu Śląskiego komentuje wydarzenia z początku marca i mówi o bezpieczeństwie nuklearnym w kontekście wojny w Ukrainie.
Małgorzata Kłoskowicz: Panie Profesorze, rok temu mieliśmy przyjemność rozmawiać o przygotowaniach do budowy elektrowni jądrowej w Polsce. Nikt nie przypuszczał, że sytuacja w naszej części Europy może się aż tak zmienić, na gorsze. Dziś od pytań o to, czy wybrana została technologia i czy może wiadomo coś więcej o lokalizacji tej inwestycji, o wiele ważniejsze wydają się kwestie związane z rosyjskimi atakami na elektrownię atomową w Ukrainie, w Zaporożu, które miały miejsce na początku marca. Z doniesień prasowych wynikało, że nie był to przypadkowy pocisk, lecz celowe działanie. Czołgi ostrzelały bloki atomowe. W efekcie wybuchł pożar, który szczęśliwie ugaszono. Co wiemy o elektrowniach jądrowych zlokalizowanych na terenie Ukrainy?
Prof. Janusz Janeczek: Ukraina w 54% pokrywa swoje zapotrzebowanie na energię elektryczną z elektrowni jądrowych. Elektrownia Zaporowska jest jedną z czterech tego typu obiektów w Ukrainie, a zarazem największą w Europie i dziewiątą na świecie. Zainstalowano w niej sześć reaktorów jądrowych, każdy o mocy nominalnej 1000 MW energii elektrycznej, w większości włączonych do sieci energetycznej w latach osiemdziesiątych XX wieku (jeden w roku 1995). Łącznie w ukraińskich elektrowniach zainstalowanych jest 15 reaktorów wodno-ciśnieniowych konstrukcji rosyjskiej. Według informacji ukraińskiego regulatora obecnie 8 reaktorów jest czynnych (w tym 2 w elektrowni zaporoskiej), a pozostałe są planowo wyłączone na czas przeglądów technicznych. Wszystkie elektrownie ukraińskie w „normalnych” czasach były bezpieczne i przeszły wymagane testy bezpieczeństwa, w których rozpatruje się różnego rodzaju katastrofalne zdarzenia naturalne i nienaturalne.
Małgorzata Kłoskowicz: Wiemy zatem, że elektrownie jądrowe z racji pełnionych funkcji są na wiele sposobów zabezpieczane nie tylko na wypadek awarii, lecz również ataków z zewnątrz. To mocne konstrukcje. Czy przy ich budowie brany jest pod uwagę możliwy ostrzał z różnego rodzaju broni? Jakiego typu zabezpieczenia są tam stosowane?
Prof. Janusz Janeczek: Reaktory w elektrowniach jądrowych osłonięte są obudowami bezpieczeństwa wykonanymi ze zbrojonego betonu. Na przykład w najnowszej generacji europejskich jądrowych bloków energetycznych stosuje się potężne, dwupowłokowe obudowy bezpieczeństwa z układami wentylacji i filtrami. W przypadku elektrowni zaporoskiej cylindryczne obudowy bezpieczeństwa reaktorów mają ściany ponad metrowej grubości, a od wewnątrz wyłożone są metalową okładziną. Wytrzymałość obudowy bezpieczeństwa projektowana jest z myślą zarówno o ciężkich awariach systemów reaktorowych, jak i katastrofalnych zdarzeniach zewnętrznych, w tym uderzeniach spadającego dużego samolotu pasażerskiego czy ostrzału artyleryjskiego. Mimo tego nie można wykluczyć uszkodzenia obudowy bezpieczeństwa czy innych poważnych sytuacji awaryjnych w wyniku działań militarnych. Trzeba być niespełna rozumu, i to jeszcze z tendencjami samobójczymi, aby niszczyć obiekty jądrowe. Należy wiedzieć, że bezpieczeństwo elektrowni jądrowej wiąże się nie tylko z reaktorem, ale także z przechowalnikami zużytego paliwa jądrowego. Tak zwany mokry przechowalnik jest basenem wodnym ulokowanym wraz z reaktorem pod kopułą bezpieczeństwa. Poza reaktorem może znajdować się betonowa konstrukcja suchego przechowalnika wypalonego paliwa. W Ukrainie zbudowano taki centralny przechowalnik w strefie wykluczenia koło nieczynnej elektrowni w Czarnobylu.
Małgorzata Kłoskowicz: Tę strefę również zajęli Rosjanie. Po tym, jak prawie 3 lata temu oddano do eksploatacji nową osłonę nad reaktorem, słynne miejsce miało stać się bardziej dostępne dla turystów. Dziś nagłówki gazet znów straszą nas Czarnobylem. Czy przejęcie tego obszaru przez Rosjan stanowi zagrożenie jądrowe dla kontynentu?
Prof. Janusz Janeczek: Krótko mówiąc, nie grozi nam powtórka katastrofy z 1986 roku, możliwe są natomiast skażenia lokalne w przypadku nieodpowiedzialnych działań na terenie obiektów jądrowych zlokalizowanych w nieczynnej elektrowni czarnobylskiej lub w jej sąsiedztwie. Nawet odcięcie prądu zasilającego układ chłodzenia wypalonego paliwa jądrowego w jego przechowalniku nie spowodowało istotnego zagrożenia, tym bardziej że zadziałały awaryjne agregaty prądotwórcze. Niepokój Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej (MAEA) budził przede wszystkim brak możliwości zmiany przemęczonych pracowników przez wiele dni przebywających w obiektach jądrowych elektrowni czarnobylskiej na skutek rosyjskich działań militarnych.
Małgorzata Kłoskowicz: Wypracowane zostało wspólne stanowisku Europejskiego Urzędu Dozoru Jądrowego w sprawie bezpieczeństwa obiektów jądrowych w Ukrainie w związku z agresją militarną Federacji Rosyjskiej. Podobne oświadczenie wydała Rada Gubernatorów Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej (MAEA). To kolejne przykłady komunikatów, w których czytamy o potępieniu działań Federacji Rosyjskiej w Ukrainie oraz nawołujących do natychmiastowego zaprzestania wszelkich działań wymierzonych przeciwko obiektom jądrowym. Czytamy w nich również o monitorowaniu sytuacji. W jaki sposób monitorowany jest przebieg sytuacji na terenach objętego wojną państwa i jego sąsiadów, w tym przede wszystkim Polski?
Prof. Janusz Janeczek: Zgodnie z międzynarodowymi ustaleniami organizacją koordynującą przepływ informacji jest MAEA. Zgłoszenia dotyczące wszelkich zdarzeń radiacyjnych w danym kraju trafiają właśnie do tej międzynarodowej organizacji, która niezwłocznie powiadamia pozostałe kraje. Sytuacja radiacyjna w Polsce jest nieustannie monitorowana przez gęstą sieć stacji pomiarowych, zwłaszcza przy naszej wschodniej granicy. Na stronie Państwowej Agencji Atomistyki (PAA) dostępna jest mapa obrazująca rozkład przestrzenny tak zwanej mocy dawki promieniowania gamma mierzonej na tych stacjach. Od czasu inwazji Federacji Rosyjskiej na Ukrainę nie odnotowano wzrostu mocy dawki. Wszystko jest w normie.
Małgorzata Kłoskowicz: Jaki scenariusz nas czeka, jeśli doszłoby do jakiegokolwiek zdarzenia radiacyjnego?
Prof. Janusz Janeczek: Sieć monitoringu mocy dawki promieniowania gamma pozwala na wczesną reakcję w sytuacji zagrożenia. Jak wspomniałem, wszelkie zdarzenia radiacyjne są ogłaszane w krajach, w których miały miejsce, i podawane do wiadomości MAEA. Ta z kolei niezwłocznie powiadamia kraje członkowskie. Jeśli założylibyśmy najbardziej pesymistyczny scenariusz, w którym dochodzi do uwolnienia substancji promieniotwórczych z kilku ukraińskich elektrowni jądrowych, muszą jeszcze zaistnieć niekorzystne warunki meteorologiczne, aby przemieścić zanieczyszczenia w naszą stronę. Nie grożą nam skutki natychmiastowe awarii ze względu na odległość elektrowni jądrowych od granic naszego kraju. Gdyby zaistniała potrzeba podjęcia działań chroniących nas przed skutkami długotrwałymi narażenia na promieniowanie, to z odpowiednim wyprzedzeniem będziemy powiadomieni przez PAA. Informacje o tym, jak postępować w danej sytuacji, będą przekazywały również służby kierujące akcją usuwania skutków zdarzenia (wojewoda, minister do spraw wewnętrznych i administracji). Dlatego w przypadku wystąpienia zdarzenia radiacyjnego należy regularnie śledzić oficjalne kanały komunikacyjne.
Małgorzata Kłoskowicz: Czy, mówiąc krótko, zejście do piwnicy ma sens, gdyby spełnił się pesymistyczny scenariusz?
Prof. Janusz Janeczek: Tak, ma sens. Ściany budynków stanowią wystarczającą osłonę przed szkodliwym działaniem promieniowania jonizującego. Im więcej ścian między nami a otoczeniem, tym lepsza ochrona. Piwnice lub pokoje bez okien są zatem dobrym miejscem do schronienia. Należy w nich przebywać aż do odwołania alarmu o skażeniach.
Małgorzata Kłoskowicz: Czy możemy się jeszcze lepiej przygotować do takiej sytuacji?
Prof. Janusz Janeczek: Warto zaopatrzyć się w zapasy butelkowanej wody i paczkowanej żywności. Państwowa Agencja Atomistyki przygotowała informację wyprzedzającą dla ludności na wypadek jakiegokolwiek zdarzenia radiacyjnego, która w poglądowy sposób przedstawia sposoby reagowania i postępowania w przypadku zagrożenia promieniowaniem. Pamiętajmy też, że w każdej sytuacji kryzysowej pojawia się dezinformacja. W sytuacji konfliktów zbrojnych szerzona jest celowo dla wywołania paniki i zachowań nieracjonalnych. Po medialnych doniesieniach o atakach na ukraińskie obiekty jądrowe odnotowaliśmy w niektórych miejscach w kraju wzmożone zainteresowanie zainteresowanie preparatem ze stabilnym jodem. Ma on przeciwdziałać dostępowi promieniotwórczego izotopu jodu do tarczycy. Otóż nie ma absolutnie żadnego uzasadnienia, aby „profilaktycznie” zażywać ten preparat. Co więcej, taka „profilaktyka” jest nie tylko nierekomendowana, ale może okazać się wręcz szkodliwa. W kraju mamy odpowiedni system dystrybucji osłonnych preparatów dla każdego mieszkańca w razie potrzeby. Aby uniknąć bezsensownych działań, należy korzystać wyłącznie z wiarygodnych źródeł informacji.
Małgorzata Kłoskowicz: Dziękuję za rozmowę.
Wywiad został opublikowany w "Gazecie Uniwersyteckiej UŚ [nr 7 (297) kwiecień 2022]