Rozmowa z dr hab. Joanną Januszewską-Jurkiewicz z Zakładu Historii Najnowszej 1918–1945 w Instytucie Historii na Wydziale Nauk Społecznych Uniwersytetu Śląskiego z okazji rocznicy stulecia odzyskania przez Polskę niepodległości.

Rok 1918. Polska odzyskuje niepodległość, czekało na nią pięć pokoleń…

– Cztery pokolenia nadaremno na tę chwilę czekały, piąte doczekało” – słowa te wypowiedział Jędrzej Moraczewski, pierwszy premier II RP. Zaborcom nie udało się zabić ducha wolności Polaków. Postulat odzyskania niepodległości pojawiał się w każdym pokoleniu, powracał w postaci kolejnych zrywów narodowowyzwoleńczych. Powstania kościuszkowskie, wielkopolskie, listopadowe, krakowskie, poznańskie, styczniowe… Oczywiście, z punktu widzenia socjologicznego, były to wydarzenia niezwykle tragiczne, eksterminowały przecież najwartościowszą grupę polskich patriotów, innych zmuszały do emigracji, powodowały jednak, że niepodległa Polska kojarzona była nie tylko z przeszłością pradziadów, ale ze wspomnieniami prób wznowienia państwowości. To był wysiłek Ojców, a nie tylko legenda niepodległości. Zrywy te podsycały nadzieję rozbudzoną już w czasach napoleońskich podbojów Rosji, które upamiętniły Mickiewiczowskie strofy: „O roku ów! kto ciebie widział w naszym kraju…”. W namiastkach państwowości, jakimi były Księstwo Warszawskie czy Królestwo Polskie, upatrywano zalążka wolnej Polski. Największym powstaniem narodowym, które zaangażowało szerokie sfery społeczne, było powstanie styczniowe. Najdłuższe, najtragiczniejsze, ale jednocześnie najbardziej brzemienne w skutkach. Klęska powstania miała dwa kierunki oddziaływania na społeczeństwo. Z jednej strony niepowetowane straty i wzmożone represje pod panowaniem carskim spowodowały, że na długo porzucono romantyczne idee i myśl o czynie zbrojnym, stawiając na pracę organiczną, pracę u podstaw. Z drugiej, zakorzenił się nowy system wartości. Pisze o tym prof. Irena Sławińska w swoich wspomnieniach o Wileńszczyźnie. W środowisku ziemiańskim i inteligenckim kryterium „dobrego pochodzenia” stanowił nie stan majątkowy, lecz udział członków rodziny w powstaniu.

Wileńszczyzna… – w takiej właśnie atmosferze wyrastał przyszły marszałek Polski.

– To dziedzictwo powstania styczniowego jest wspólnym mianownikiem bardzo wielu biografii legionistów. W kulcie powstania wyrastał także Józef Piłsudski. Ta fascynacja rokiem 1863 legła również u źródeł tworzenia organizacji paramilitarnych w Galicji, skupiających młodzież z różnych środowisk. Początki działalności lwowskiego Związku Strzeleckiego i krakowskiego Towarzystwa „Strzelec” ściągnęły na Piłsudskiego wiele złośliwych docinków, kpiono, że „organizuje przeszkolenie wojskowe garbatych i kulawych studentów”, ale przecież to szeroki, pełen entuzjazmu udział młodzieży akademickiej, szkolnej, też rzemieślniczej i robotniczej w ruchu paramilitarnym stał się podwaliną powstania fenomenu „inteligenckiego wojska”, jakim były Legiony Polskie. Paradoksalnie I wojna światowa otworzyła Polakom drogę do odzyskania niepodległości. – Dotąd, przy wszystkich różnicach politycznych, sprawa polska cementowała politykę mocarstw zaborczych, tymczasem I wojna światowa sprawiła, że spełniły się marzenia Adama Mickiewicza i oto zaborcy znaleźli się w odrębnych obozach. Z perspektywy dzisiejszych czasów, gdy ikoną niepodległości jest Piłsudski, może wydawać się, że to było proste rozwiązanie – postawić na państwa centralne, na sojusz Cesarstwa Niemieckiego, Monarchii Austro- Węgierskiej przeciw Rosji.

Roman Dmowski postawił na ententę, przewidując zwycięstwo Rosji.

– Dmowski uważał, że największym wrogiem Polaków są Niemcy, główne zagrożenie widział w postępującej germanizacji i atrakcyjności kultury niemieckiej. Tymczasem, mimo brutalnych represji po powstaniach, żywej pamięci o Syberii, które zdawały się czynić Rosję najmniej odpowiednim państwem, z którym Polacy mogliby wiązać nadzieję na odzyskanie niepodległości, początkowo orientacja na Rosję była bardzo silna. Po części wynikała ona z przekonania, że im więcej Polaków znajdzie się pod panowaniem rosyjskim, tym będą oni stanowili większą siłę opierającą się rusyfikacji, a także pojawiającym się w drugiej połowie XIX wieku aspiracjom grup narodowych, które zaczęły odcinać się od kultury polskiej i odwracać od niegdysiejszej wspólnoty, dążąc do kształtowania w szerokich warstwach ludowych świadomości narodowej litewskiej, ukraińskiej i białoruskiej. Fascynuje mnie pamiętnik Czesława Jankowskiego, poety, dziennikarza i publicysty związanego z Wilnem, który notował swoje wrażenia z początku wojny. Był przeświadczony, że niemal całe polskie społeczeństwo popiera Rosję. Nie był on wprawdzie zwolennikiem Dmowskiego, ale podzielał przekonanie przywódcy obozu narodowych demokratów, że gdyby po zwycięstwie ententy pod berłem cara znalazły się ziemie etnicznie polskie spod zaboru pruskiego i austriackiego, polski potencjał narodowy w Rosji wzrósłby tak niepomiernie, że pozwoliłoby odeprzeć wszelkie działania antypolskie.

Dmowski rusofilem jednak nie był.

– Przeciwnie, Dmowski w gruncie rzeczy pogardzał Rosją, by nie powiedzieć – lekceważył ją. Uważał, że Rosjanie terrorem i przemocą tak wiele lat rusyfikowali Polaków, a jedyne co osiągnęli, to spotęgowanie wrogości wobec siebie. Choć trzeba przyznać, że pod tym względem nie do końca miał rację. Przykłady sukcesów i postępu rusyfikacji są nam dobrze znane z polskiej literatury XIX-wiecznej. Dmowski nieco więc przesadzał, uważając, że Polacy są całkowicie odporni na rusyfikację. Liczył na zjednoczenie ziem polskich w granicach Imperium Rosyjskiego, uważając, że wówczas pozostanie już tylko jeden przeciwnik do pokonania w drodze do niepodległości. Niezbyt pochlebna opinia o Rosji pozwalała mu wierzyć, że z tak wielkim skupiskiem Polaków oraz potencjałem kulturalnym i gospodarczym ziem polskich carat sobie nie poradzi i będzie musiał obdarzyć te ziemie autonomią. Dmowski uważał, że gdyby nawet jedynym wynikiem wojny było zniszczenie Niemiec, to i tak byłby to wystarczająco duży sukces Polaków.

Zaborców było trzech.

– Na początku wojny nie można w ogóle mówić o orientacji niemieckiej, zaledwie paru polityków dzielnicy pruskiej stawiało na współpracę z Niemcami, silna była natomiast orientacja austriacka. Sprzyjali jej lojaliści w Monarchii Austro-Węgierskiej, byli to urzędnicy, arystokracja polska, ludzie, którzy nie gubiąc haseł i marzeń o niepodległości, uważali, że można być lojalnym poddanym Habsburgów, przebywać na dworze Franciszka Józefa, pełnić funkcje państwowe. Polacy bywali przecież ministrami i premierami monarchii. W 1914 roku zwolennicy orientacji na Austrię dążyli do państwa trialistycznego: monarchii austro-węgiersko-polskiej.

Kto był liderem tego ruchu?

– Charyzmatycznej postaci nie było, wyrazicielem tych tendencji był Naczelny Komitet Narodowy, który powstał w sierpniu 1914 roku w Krakowie, zrzeszając polskie środowiska konserwatywne i demokratyczne. Komitet, któremu przewodniczyli kolejno Juliusz Leo, Władysław Leopold Jaworski, Leon Biliński, miał reprezentować społeczeństwo polskie wobec cesarza i kierować akcją militarną oraz działalnością polityczną środowisk niepodległościowych stawiających na współpracę z Austrią. Ta opcja, z uwagi na korzystne warunki rozwoju kultury polskiej w obdarzonej autonomią Galicji, była popularna na początku wojny, ale wcześnie okazało się, że Austria nie jest równorzędnym partnerem Niemiec. Słabość Austrii spowodowała, że właściwie rachuby na przyłączenie do państwa Habsburgów ziem zdobytych na Rosji przestawało być realne, głos decydujący należał bowiem do Niemiec. Skądinąd np. Piłsudski od początku marzył raczej o wkroczeniu strzelców, zorganizowanych z aprobatą i wsparciem władz austriackich, do Królestwa Polskiego, przeprowadzeniu mobilizacji sympatyków PPS w Zagłębiu Dąbrowskim, podjęciu działań powstańczych na tyłach wojsk rosyjskich i ogłoszeniu niepodległości Królestwa wyzwolonego spod panowania rosyjskiego. Oczywiście, Piłsudskiemu, który przy organizacji oddziałów strzeleckich korzystał z poparcia wywiadu austriackiego, nie wypadało głośno mówić, że rozwiązanie polsko-austriackie nie jest atrakcyjne.

Jak postrzegał Piłsudski Rosję?

– Jako kolosa na glinianych nogach, mówił o tym wielokrotnie. Przewidując klęskę Rosji, uważał, że Polacy powinni się do tego przyczynić, ponieważ tworzenie faktów dokonanych mogłoby wpłynąć na pomyślne dla sprawy polskiej decyzje na forum międzynarodowym. Nie mógł natomiast Piłsudski przewidzieć, że klęskę poniosą także Niemcy, zakładał więc powstanie niepodległego państwa polskiego na ziemiach odebranych Rosjanom. Przewidując wyczerpanie stron walczących, liczył, że następnym etapem będzie połączenie Galicji z Królestwem Polskim – „polskim Piemontem”, jakby powiedzieli współcześni w analogii do zjednoczenia Włoch. Warto zauważyć, że elity ówczesnego pokolenia odzyskanie niepodległości nie wyobrażały sobie jako aktu jednorazowego. Państwo polskie upadało etapami, nikt więc nie przewidywał, że niepodległość przyjdzie od razu. Zarówno Piłsudski, jak i Dmowski, zakładali etapowość działań. Dmowski oczekiwał najpierw zjednoczenia, następnie autonomii ziem polskich w granicach Rosji, a później niepodległości, Piłsudski natomiast zakładał, że w wyniku wojny niepodległość uzyskają ziemie odebrane Rosji, a dopiero w następnych etapach nastąpi odzyskiwanie terytoriów zawłaszczonych przez pozostałych zaborców. W tym sensie wynik wojny wyprzedził plany obu polityków, pozwolił na niemal jednoczesne ogłoszenie niepodległości i zjednoczenie dzielnic zaborowych.

Osłabione wojną Niemcy i Austro- Węgry, zabiegając o polskich ochotników, wydały Akt 5 listopada, którego następstwem było powołanie Rady Regencyjnej, najwyższej tymczasowej władzy w Królestwie Polskim. Jaką rolę odegrała Rada Regencyjna?

– 15 października 1917 roku uroczyście mianowano powołanych przez obu cesarzy członków Rady Regencyjnej. Byli to arcybiskup warszawski Aleksander Kakowski, prezydent Warszawy książę Zdzisław Lubomirski oraz hr. Józef Ostrowski. Rada Regencyjna powołała 13 grudnia 1917 roku pierwszy rząd polski pod kierownictwem Jana Kucharzewskiego. Trudno przecenić wagę budowy zrębów państwowości polskiej w Królestwie: polszczenie szkolnictwa i sądownictwa, tworzenie polskiej administracji. Już 7 października 1918 roku regenci wydali orędzie do „Do Narodu Polskiego”, w którym proklamowano niepodległość Polski, powstanie zjednoczonego państwa z dostępem do morza. Trzeba jednak pamiętać, że „grzechem pierworodnym” Rady Regencyjnej było jej mianowanie przez zaborców. Zdecydowanie na spadek jej prestiżu wpłynęła sprawa Chełmszczyzny, czyli skutki traktatu zawartego w Brześciu między Cesarstwem Niemieckim, Austro-Węgrami a powstającą Ukrainą, której przekazano gubernię chełmską, ziemie w powszechnym odczuciu po prostu polskie. To wzbudziło ogólne oburzenie, wznieciło protesty, demonstracje i strajki. Nieskuteczne wyjazdy do Berlina i Wiednia obnażyły bezradność i niemoc Rady Regencyjnej, nawet złożona przez nią odezwa protestacyjna przeciwko „nowemu rozbiorowi” nie poprawiła jej wizerunku.

W październiku 1918 roku wynik wojny był już przesadzony. Rada Regencyjna nie spełniała oczekiwań Polaków.

– Rozpad monarchii zaborców zaktywizował działania na rzecz odzyskania niepodległości i organizacji państwowości. 19 października pod przewodnictwem księdza Józefa Londzina powstała Rada Narodowa Księstwa Cieszyńskiego, 28 października w Krakowie zaczyna działać Polska Komisja Likwidacyjna, na czele której staje Wincenty Witos, przywódca PSL „Piast”, 7 listopada w Lublinie działacze lewicy niepodległościowej ogłaszają powstanie Tymczasowego Rządu Ludowego Republiki Polskiej pod kierownictwem Ignacego Daszyńskiego, przywódcy galicyjskich socjalistów. Wszystkie ugrupowania przygotowują się do organizacji wolnego państwa.

Czy któryś z tych ośrodków zyskał aprobatę państw zachodnich?

– Przywódcy ententy za jedyne przedstawicielstwo państwa polskiego na Zachodzie uznawali działający w Paryżu Komitet Narodowy Polski kierowany przez Romana Dmowskiego, który od początku stawiał na zwycięstwo ententy. Rządy Francji, Wielkiej Brytanii i Włoch uważały KNP za namiastkę rządu polskiego na emigracji.

Trochę trudno wyobrazić sobie, jak można było zapanować nad tym chaosem.

– Piłsudski uwolniony z magdeburskiej twierdzy wrócił do Warszawy 10 listopada, dzień później Rada Regencyjna przekazała mu naczelne dowództwo wojsk polskich, a 14 listopada rozwiązała się. Regenci widzieli w Piłsudskim człowieka, który potrafi zapanować nad radykalnymi żywiołami w społeczeństwie i przeciwstawi się prądom rewolucyjnym ze Wschodu. Lubelski rząd Daszyńskiego oddał się do dyspozycji Piłsudskiego, widząc w nim człowieka lewicy, który poprze reformy demokratyczne i przeobrażenia społeczne wprowadzane drogą parlamentarną. Polska Komisja Likwidacyjna także zaakceptowała istniejącą sytuację. 16 listopada Piłsudski notyfikował zagranicy powstanie Państwa Polskiego, co zostało właściwie zignorowane przez ententę. Jedynie Niemcy przysłali swojego przedstawiciela. To było zresztą niewygodne dla wizerunku Polski w oczach polityków państw zwycięskich. Z punktu widzenia stabilności powstającego państwa sytuacja była bardzo niepokojąca. Wykorzystali to zresztą Czesi, którzy w styczniu 1919 roku zajęli Zaolzie. Spluralizowana scena polityczna, duże napięcia społeczne spotęgowane pod wpływem rewolucyjnych wydarzeń w Niemczech i Rosji, brak akceptacji przez państwa zwycięskie spowodowały, że Piłsudski dążył do jak najszybszego powołania organu, który byłby wyrazicielem opinii i dążeń Polaków. Wyznaczenie daty wyborów do Sejmu Ustawodawczego na 26 stycznia 1919 roku było wręcz szokujące, dawało zaledwie dwa miesiące na przygotowanie okręgów wyborczych, lokali komisji, sporządzanie list… Nawet w dzisiejszych czasach zdaje się to niewykonalne. Było to jednak konieczne w sytuacji, kiedy zarówno prawica, jak i lewica obwieszczały, że reprezentują większość społeczeństwa polskiego. Wybory miały to zweryfikować, wyłaniając niekwestionowaną reprezentację społeczeństwa. Najistotniejsze nie było już, kto miał większy wpływ u zwycięskich mocarstw, należało się zabrać za agitację wyborczą, co skądinąd ujawniło dużą siłę narodowej demokracji. Sejm okazał się spluralizowany i żadna opcja nie dominowała. Kolejnym posunięciem niezwykle ważnym, w którym Piłsudski okazał się nie tylko mężem stanu, ale i wytrawnym graczem, było zaoferowanie prezesury Rady Ministrów Ignacemu Paderewskiemu – Polakowi, którego nazwisko wzbudzało powszechny szacunek i uznanie na całym świecie. Paderewski nie był politykiem, ale jego autorytet był niepodważalny. Ruch ten ostatecznie pogrzebał nadzieje Narodowego Komitetu Polskiego na przejęcie władzy, a nowy rząd uzyskał uznanie państw zachodnich. Tak naprawdę działania Piłsudskiego w kraju i Dmowskiego we Francji w efekcie się dopełniły. Bez wątpienia obaj kierowali się nadrzędnym interesem państwa polskiego.

Do 1937 roku 11 listopada był świętem wojskowym upamiętniającym rocznicę zakończenia I wojny. Czy słusznie datę tę uznajemy za dzień odzyskania niepodległości?

– Data preferuje nie pojedyncze dzielnice, które w bardzo różnym czasie odzyskiwały wolność, ale Warszawę, symbol Polski. Decyzja o wyborze 11 listopada jako daty odzyskania niepodległości była przed wojną wynikiem konsensusu akceptowanego zarówno przez lewicę, jak i zwolenników Piłsudskiego, który po przybyciu do Warszawy już następnego dnia, czyli 11 listopada, dał impuls do ujawnienia się członków Polskiej Organizacji Wojskowej i przystąpienia do rozbrajania Niemców, a także prawicę wskazującą na rolę zwycięstwa ententy dla odzyskania niepodległości.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Maria Sztuka

Wywiad ukazał sie drukiem w "Gazecie Uniwersyteckiej UŚ [nr 2 (262) listopad 2018]

100-lecie odzyskania niepodległości
Dr hab. Joanna Januszewska-Jurkiewicz. Fot. Agnieszka Sikora
Słowa kluczowe (tagi):