Wysoce śmiertelna choroba wykryta w Hiszpanii
W Hiszpanii odnotowano dwa przypadki zachorowań na bardzo niebezpieczną chorobę przenoszoną przez kleszcze – statystycznie na świecie umiera na nią nawet do 30 proc. zakażonych. Jedna osoba z Półwyspu Iberyjskiego zmarła.
Na razie nie ma wielkich powodów do niepokoju, niemniej European Centre of Disease Prevention and Control (ECDC) na obszarze całej Europy Zachodniej wydało komunikat, w którym ostrzega przed kontaktem z kleszczami oraz wszelkimi potencjalnie zakażonymi zwierzętami. Na baczności powinni się mieć zwłaszcza turyści i podróżujący, ale również pracownicy służby zdrowia i sektora rolniczego oraz wszystkie osoby stykające się ze zwierzętami, np. hodowcy czy myśliwi. Zwraca się uwagę również na fakt, że zgniecenie już wbitego pajęczaka ułatwia wniknięcie wirusa pod skórę.
Choroba, o której mowa, to gorączka krwotoczna krymsko-kongijska (CCH, od ang. Crimean-Congo haemorrhagic fever). W 1944 roku została opisana na Krymie, a 25 lat później w Kongu. Jej wirus przenoszą głównie kleszcze z rodzaju Hyalomma, które pasożytują na zwierzętach domowych. Do zakażenia może również dojść poprzez kontakt z ich płynami ustrojowymi. W ten sposób – poprzez regularny kontakt z krwią zabitych zwierząt – zarażają się na przykład pracownicy ubojni. Tylko w 2016 roku w Pakistanie na CCHF zmarło 20 osób.
U zwierząt objawy infekcji CCHF występują rzadko, ludzie doznają natomiast bardzo wysokiej gorączki, wymiotów, bóli głowy i stawów, przekrwienia spojówek i błony śluzowej, wybroczyn na podniebieniu, ciężkich krwotoków z nosa i czarnego stolca. W przeciągu dwóch tygodni od początku zakażenia na CCHF umiera do 30 proc. chorych.
Nie istnieje żadna szczepionka przeciwko gorączce krwotocznej krymsko-kongijskiej. Leczenie polega na kuracji objawowej, utrzymaniu równowagi kwasowo-zasadowej i wodno-elektrolitowej oraz leczeniu wtórnych zakażeń.
Do tej pory choroba miała charakter endemiczny (tzn. mający ograniczony zasięg) i odnotowywano ją w Rosji (okolice Astrachania i Rostowa), w Afryce (południowej i centralnej), na Bałkanach (w Albanii, Bułgarii, Bośni i Hercegowinie oraz Czarnogórze), na Środkowym Wschodzie i w Azji (w Kazachstanie, Uzbekistanie, Pakistanie, Iraku oraz na Półwyspie Arabskim), a także w północno-zachodnich Chinach.
Teraz pierwszym pacjentem w Hiszpanii był 62-letni podróżnik, którego kleszcz ugryzł niedaleko miasta Ávila w regionie Kastylia i León. Mężczyzna zmarł na CCHF 25 sierpnia 2016 roku, wcześniej jednak wirus przeszedł na 50-letnią pielęgniarkę, która opiekowała się nim w Madrycie – prawdopodobnie właśnie poprzez kontakt z krwią chorego. Miejscowi lekarze profilaktycznie zaczęli obserwować ok. 200 innych pracowników madryckiego szpitala pod kątem objawów CCHF, stan chorej pielęgniarki natomiast stopniowo się poprawia.
W stosownym raporcie ECDC pojawia się sugestia, że wirus został zawleczony do Hiszpanii prawdopodobnie przez ptaki migrujące z Maroka lub innych krajów Afryki Północnej i z nich przeszedł na zwierzęta hodowlane.
Dobra wiadomość jest taka, że wirus co prawda wykryto na granicy hiszpańsko-portugalskiej w 2010 roku, ale „przedostanie się” na człowieka zajęło mu aż sześć lat. To długo i zajęło to tyle czasu, ponieważ nie jesteśmy głównym celem kleszczy. Dzięki temu ryzyko zakażenia jest niewielkie – do 2015 roku odnotowano tylko jeden przykład zachorowania na CCHF.
– Kleszcze z rodzaju Hyalomma znaleziono w południowej Francji oraz w Hiszpanii, najczęściej na żółwiach, jaszczurkach, krowach, osłach, zającach i lisach, ale ugryzienia ludzi są naprawdę bardzo rzadkie – mówi dr Cheryl Whitehorn z Londyńskiej Szkoły Higieny i Medycyny Tropikalnej.
Ale niewielkie ryzyko nie oznacza, że ryzyka nie ma w ogóle i dlatego ECDC radzi osobom podróżującym do Europy Zachodniej ubrać się w długie spodnie i koszulę z długim rękawem oraz zaopatrzyć się w środek odstraszający insekty.
Opracowano na podstawie artykułu „A fatal tick-borne disease is now spreading in western Europe” opublikowanego na portalu Science Alert