Ulica Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, czyli historia Bankowej
Korty katowickiego klubu tenisowego, boisko KS Kolejarza i Torkat – pierwszy sztuczny tor łyżwiarski w Polsce, a także Bank Rzeszy, Dom Związkowy Gminy Ewangelickiej (późniejsza siedziba PZPR), wreszcie ogród botaniczny i zwierzyniec, jak również słynna willa Grundmanna – to zaledwie kilka obiektów, które mieściły się przy ulicy Bankowej – dzisiaj kojarzącej się przede wszystkim z kampusem Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach.
Ulica, niczym całe miasto – ze swą niezwykłą przeszłością zapisaną na długości zaledwie 360 metrów – pozwala uważnym oczom dostrzec ślady przeszłości. Pomaga nam je zinterpretować historyk sztuki dr Aneta Borowik z Instytutu Nauk o Sztuce UŚ.
Dr Małgorzata Kłoskowicz: Znajdujemy się na deptaku przy ulicy Bankowej w Katowicach. Otaczają nas budynki Uniwersytetu Śląskiego, dwa, w których mieszczą się wydziały oraz rektorat widoczny po lewej stronie. Żaden z nich nie przypomina obiektów zabytkowych. Odnoszę wrażenie, że jestem w przestrzeni typowo szkolnej. Co natomiast widzi historyk sztuki?
Dr Aneta Borowik: Gdy w 1963 roku została podjęta decyzja o utworzeniu filii Uniwersytetu Jagiellońskiego w Katowicach, w budownictwie dominowały prefabrykaty, a w architekturze modna stała się typizacja. Trzeba było jak najszybciej zapewnić studentom warunki do studiowania. Zastosowane zostały więc projekty typowe, zgodne z tzw. systemem prefabrykacji dla budownictwa szkolnego na szkody górnicze, stworzonym przez architekta z katowickiego Miastoprojektu Tadeusza Sadowskiego. W tym duchu powstały budynki, w których dziś mieszczą się Wydział Nauk Przyrodniczych (ul. Bankowa 9), Wydział Nauk Społecznych (ul. Bankowa 11) oraz Wydział Nauk Ścisłych i Technicznych UŚ (ul. Bankowa 14). Nic więc dziwnego, że bryły te mają „szkolny” charakter. Tego typu architektura jest zresztą dosyć powszechna na Śląsku i w Zagłębiu. Pozwalała przyspieszyć rozbudowę infrastruktury, szybko zorganizować uniwersytet, można było otwierać kierunki, przyjmować studentów, rozpoczynać nowy rok akademicki – jednak ze szkodą dla przestrzeni. Na tak niewielkim obszarze mamy bowiem trzy duże, niemalże identycznie wyglądające budynki.
W odmiennej, bardziej zindywidualizowanej formie został wybudowany rektorat Uniwersytetu Śląskiego (ul. Bankowa 12), zaprojektowany w 1959 roku przez Wacława Lipińskiego. Jednakże po przebudowie zrealizowanej w latach dwutysięcznych nie przypomina już w swej formie architektury szkolnej.
M.K.: Tym, co wyróżnia dwa z trzech budynków, są mozaiki…
A.B.: Trzeba w tych projektach dostrzec i zalety. Budynki były tak zaprojektowane, że można je było ozdobić mozaikami. Na ścianie Wydziału Nauk Społecznych znajduje się człowiek witruwiański (na zdjęciu), nawiązujący oczywiście do wykładanych tam przedmiotów. Nie znamy niestety nazwiska artysty projektującego to dzieło wykonane przez katowicką spółdzielnię ART.
Warto przyjrzeć się także mozaice umieszczonej na ścianie budynku przy ulicy Bankowej 14. W tym przypadku jest to abstrakcyjnie przedstawiony wzlatujący orzeł. Uważne oko dostrzeże również herb Uniwersytetu Jagiellońskiego – symbol początku śląskiej Alma Mater. Mozaika została wykonana przez artystów z Pracowni Sztuk Plastycznych Katowice.
M.K.: Przestrzeń miasta dynamicznie się zmienia. Kolejne warstwy nakładają się na siebie. Taka jest również historia ulicy Bankowej.
A.B.: Tam, gdzie dziś znajduje się budynek Wydziału Nauk Ścisłych i Technicznych przy ul. Bankowej 14, było kiedyś boisko z bieżnią i skocznią Kolejowego Klubu Sportowego przy Śląskiej Dyrekcji Okręgowej Kolei Państwowych, a powyżej znajdowały się ziemne korty tenisowe należące do pierwszego klubu tenisowego w Katowicach – Kattowitzer Lawn Tennis Vereinigung, założonego w 1908 roku. To tu w 1928 roku zostały zorganizowane mistrzostwa Polski w tenisie ziemnym. W finale zwyciężyła Wanda Dubieńska, pokonując Jadwigę Jędrzejowską. Przy kortach wzniesiono w latach 20. drewniany, jednopiętrowy, kameralny domek klubowy, nawiązujący do niemieckiego stylu określanego jako Heimatstill. Dziś nie ma po nim śladu.
M.K.: Nie ma już kortów, nie ma też boiska. Nie ma również słynnego Torkatu.
A.B.: Torkat był miejscem niezwykłym. Jego historia rozpoczęła się w 1930 roku. Planowano organizację mistrzostw świata w hokeju na lodzie w Krynicy, obawiano się jednak wpływu warunków pogodowych na przebieg imprezy sportowej. W związku z tym zapadła decyzja o wybudowaniu lodowiska w pewnym sensie zapasowego. Prace rozpoczęte w 1930 roku zakończyły się rok później. Wydaje się, że lokalizacja Torkatu była dosyć przypadkowa, a i budowa, podobnie jak w przypadku późniejszych obiektów uniwersyteckich, odbyła się w ekspresowym tempie.
Torkat składał się z dwóch części. Pierwszą z nich był modernistyczny przedwojenny budynek klubowy zaprojektowany przez radcę budowlanego Lucjana Sikorskiego. Obiekt stanowił również zaplecze techniczne lodowiska. Produkowano w nim lód, a urządzenia przeznaczone do tego celu zostały sprowadzone aż z Brna. Obok zaplecza technicznego znajdowała się tafla sztucznego lodowiska o wymiarach 60 x 30 metrów. W Polsce nie było w tym czasie drugiego takiego obiektu. Dzięki niemu w naszym kraju znakomicie rozwijały się hokej oraz jazda figurowa na lodzie. Architektura była jednak drewniana i lekka, ze względu na wydobycie węgla pod tym obszarem. Nic więc dziwnego, że zlokalizowany przy lodowisku budynek kilkukrotnie płonął. Po jednym z większych pożarów w latach 50. XX wieku podjęto decyzję o rozbiórce Torkatu.
Niedługo później obiekt został odbudowany, lecz już w nowej, socrealistycznej rzeczywistości. Opiekę nad wielofunkcyjnym obiektem sportowym, znanym już jako Torstal, sprawowała Huta Baildon. Projektowali go znakomici architekci – Henryk Buszko i Aleksander Franta, którzy nie bali się eksperymentować. Wzniesiony obiekt był podobny do stadionu z wysokimi trybunami. Pełnił nie tylko funkcję sportową, ale także kulturalną. Mógł być sceną, na której swojego czasu występowała sama Ella Fitzgerald. Organizowano na nim też pokazy sportowe, m.in. drużyn hokejowych z Kanady czy koszykarzy ze Stanów Zjednoczonych. Niestety, Torstal również spłonął w 1973 roku. W międzyczasie był już rozwijany uniwersytecki kampus. Przepisy przeciwpożarowe nie pozwoliły na budowanie obiektów uczelnianych w bliskim sąsiedztwie tafli lodowiska, w związku z czym zdecydowano się ją zlikwidować. Do lat 90. ubiegłego wieku tafla służyła jako parking, a historia lodowiska ostatecznie zakończyła się wraz z rozpoczęciem budowy nowoczesnego Centrum Informacji Naukowej i Biblioteki Akademickiej, zlokalizowanego przy ul. Bankowej 11a.
M.K.: Czy Torkat był jedynym lodowiskiem w tej okolicy?
A.B.: Nie. Cofnijmy się znów do czasów międzywojennych. Tuż za Rawą, po lewej stronie ulicy Bankowej, mieszkańcy ochoczo korzystali z prywatnej ślizgawki Izydora Bornsteina, bogatego Żyda, właściciela sklepu z konfekcją męską przy ulicy 3 Maja w Katowicach. Musiała cieszyć się ogromną popularnością, skoro jej właściciel uzyskał w 1925 roku zgodę na postawienie budynku z bufetem, szatnią i sceną dla orkiestry. Korzystającym ze ślizgawki towarzyszyła więc muzyka na żywo. Obok znajdowało się boisko (po wojnie KS Kolejarza), a dziś w tej części ulicy Bankowej jest rektorat Uniwersytetu Śląskiego.
M.K.: Pozostańmy jeszcze przez chwilę w pobliżu dawnego Torkatu. Jak wyglądało jego otoczenie?
A.B.: W przestrzeni sąsiadującej z Torkatem znajdowały się nieużytki i ogródki działkowe, a także wąskie drewniane koryto, którym odprowadzana była woda popłuczkowa z kopalni Katowice. Ot, taki księżycowy krajobraz. Potem w tym miejscu został wybudowany pawilon handlowo-techniczny Motozbytu. Był to duży budynek zaprojektowany w 1961 roku przez Romana Filipowicza z warszawskiego Biura Studiów i Projektów Transportu Drogowego i Lotniczego. Towarzyszyła mu tematyczna architektura użytkowa, a więc salon samochodowy, parking, stacja paliw czy składająca się z kilku stanowisk stacja obsługi pojazdów.
W późniejszym okresie w tym miejscu stawiane były kolejne budynki Uniwersytetu Śląskiego.
M.K.: Zbliżamy się do Rawy, tuż za nią widać już budynek, w którym dziś zlokalizowany jest (częściowo) Wydział Nauk Przyrodniczych UŚ.
A.B.: Wcześniej był tu Miejski Ogród Naukowy z ogrodem botanicznym i zwierzyńcem. W 1913 roku powołano do istnienia Zarząd Ogrodów Miejskich, który miał dbać o zielone przestrzenie miejskie. Na jego czele stanął ceniony fachowiec Paweł Sallmann piastujący to stanowisko aż do 1926 roku. W okresie międzywojennym wytyczono obszar pod założenie ogrodu botanicznego. W jego kwaterach można było podziwiać rośliny rodzime i zagraniczne. W obiekcie znajdowały się również: basen z rybami, zegar słoneczny oraz stacja meteorologiczna. W 1925 roku zbudowano drewnianą ptaszarnię, która dała początek zwierzyńcowi. Następnie zaczęto przyjmować inne gatunki zwierząt, czasem chore i stare, które leczono. Postanowiono również udostępnić tę przestrzeń społeczności Katowic i okolic. W 1926 roku obiekt odwiedziło ponad 350 tys. osób.
Zachowała się też bogato ilustrowana książeczka Józefa Władysława Kobylańskiego z 1929 roku pt. „O zwierzyńcu w Katowicach”, w której opublikowano liczne fotografie nie tylko roślin i zwierząt, lecz również małej architektury.
Po wojnie w tym miejscu ponownie otwarto ogród zoologiczny udostępniony do zwiedzania w latach 1950–1970. Potem zbudowano tu kolejny wydziałowy budynek Uniwersytetu Śląskiego.
M.K.: Słuchając tych opowieści, myślę o różnych funkcjach poszczególnych budynków. Historia ulicy Bankowej jest bogata. Znajdowały się tu obiekty o charakterze sportowym, kulturalnym, dydaktycznym i naukowym czy budynki kultu religijnego. Co ciekawe, brakuje w tej przestrzeni lokali gastronomicznych. Są stołówki czy bufety w budynkach wydziałowych, charakterystyczne dla infrastruktury szkolnej, czasem na deptaku przy Bankowej można spotkać street food, nic więcej…
A.B.: To prawda. Mimo iż ogród botaniczny czy zwierzyniec cieszyły się ogromną popularnością, nie towarzyszyły im obiekty gastronomiczne. Ze źródeł wiemy, że przy Torkacie funkcjonowała restauracja. Ciekawa jest również historia pewnego katowickiego kelnera Wojtynka, który postanowił w 1937 roku postawić przy ulicy Bankowej drewniany kiosk z wodą sodową, mlekiem i słodyczami. Obowiązywał wówczas niemiecki statut przeciwko zniekształcaniu przestrzeni miejskiej, który skutecznie blokował wszelkie inicjatywy mające na celu tworzenie prowizorycznej zabudowy. Wojtynek był jednak uparty i wysyłał kolejne pisma do urzędu, aż w końcu dostał pozwolenie i zbudował skromną drewnianą budkę, w której pracował jego syn.
M.K.: Zmierzamy w kierunku budynku, gdzie obecnie znajduje się Wyższa Szkoła Zarządzania Ochroną Pracy w Katowicach. Odrestaurowany obiekt ma dosyć nietypowy, niesymetryczny kształt…
A.B.: Budynek ten pierwotnie należał do zespołu ewangelickiego Kościoła Zmartwychwstania Pańskiego, wzniesionego według projektu Richarda Lucae, znakomitego architekta reprezentującego berlińskie środowisko. W 1922 roku takich związków ewangelickich było osiem. Dla nich stworzono Dom Związkowy Gminy Ewangelickiej, wzniesiony w 1908 roku i zaprojektowany w duchu XIX-wiecznego neobaroku przez znanego katowickiego architekta Luisa Damego. Pierwotnie budynek ten wyglądał inaczej. Składał się z trzech części, nad którymi znajdowały się piękne neobarokowe szczyty. W okresie międzywojennym postanowiono go nadbudować i zlikwidowano owe dekoracyjne elementy. Kolejne piętro zniekształciło pierwotną strukturę budynku i jego proporcje. Następnie dobudowano dwa skrzydła. Pierwsze było prostopadłe do głównej osi obiektu. W drugim, przedłużającym tę oś, mieścił się miejski zarząd PZPR. W wyniku tych zmian dzisiejszy budynek nie przypomina już pierwotnego projektu.
M.K.: Po przeciwnej stronie był natomiast bank. To dzięki niemu ulica, którą spacerujemy, zyskała taką nazwę.
A.B.: Zacznę od tego, że budynek dawnego Reichsbanku z 1911 roku jest wpisany do rejestru zabytków. Zaprojektował go słynny architekt Juliusz Habicht, znany zresztą z wielu tego typu obiektów w całej Rzeszy Niemieckiej, łączących różne style. W parach pilastrów opinających parter czy we fryzie z wicią roślinną, który oddziela piętra, można dostrzec elementy neorenesansu. Widzimy też wysoki dach namiotowy kojarzony z osiemnastowieczną architekturą barokową. Nie brakuje również motywów symbolicznych, takich jak róg obfitości, z którego wylewają się kwiaty i owoce.
Intrygował mnie przedogródek tego budynku i jego wspaniałe ogrodzenie. Nie widziałam podobnego nigdzie indziej, to prawdziwy ewenement może nawet na skalę światową. Mamy przed sobą podpory w formie olbrzymich kul połączonych wygiętym prętem przewiedzionym przez otwory w kształcie rombów. Proszę spojrzeć, z jak nieprawdopodobną biegłością rzemieślniczą zostało to wykonane. Prosty, wydawałoby się, projekt, a głęboko zapada w pamięć.
M.K.: Mijając to wyjątkowe ogrodzenie, zbliżamy się do szczytu ulicy Bankowej…
A.B.: W tym miejscu znajdowała się kiedyś jedna z najciekawszych willi katowickich – Willa Grundmanna. Mieszkał w niej Friedrich Grundmann, który był zarządcą dóbr Wincklerów, jednych z założycieli miasta. Odkupił ją od dyrektora hutniczego Karola Grose. Choć w latach 70. XIX wieku została rozbudowana, nie straciła swojego pierwotnego, klasycystycznego charakteru. Składała się z wielu zestawionych ze sobą brył, z przodu znajdował się ganek z czterema posągami kariatyd. Gdy Katowice stały się polskim miastem, zamieszkiwał tutaj m.in. Józef Piłsudski czy kardynał August Hlond. Po wojnie willę przekształcono w Pałac Ślubów, a w 1972 roku podjęto polityczną decyzję o jej wyburzeniu.
W latach dwutysięcznych powstał w tym miejscy duży budynek – siedziba katowickiego oddziału Narodowego Banku Polskiego. Mamy przed sobą piękną bryłę według projektu Dietera Palety, Teodora Badora i Wojciecha Wojciechowskiego. Jest to przykład nowoczesnej architektury zaprojektowanej z szacunkiem dla zastanej przestrzeni, niepozbawionej zresztą elementów o symbolicznym znaczeniu.
M.K.: Ulica niczym księga…
A.B.: Przestrzeń miasta przypomina palimpsest. Katowice nie są łatwe w odbiorze. Zatarte zostały ślady wielu warstw, coraz trudniej odczytać kod architektury, tak mocno związany z kodem historii. Mimo to zachęcam do odkrywania intrygujących opowieści katowickich zakamarków. Łatwiej nam będzie się z tym miejscem utożsamić i je oswoić, a może nawet pokochać.
M.K.: Dziękuję za rozmowę.