Jesteś tutaj

Żyjemy w czasach deficytu kontaktu z naturą. Wielu z nas nie jest tego świadomych. Szybkie tempo życia, internet, media społecznościowe spowodowały, że oddaliliśmy się od przyrody.

O potrzebie powrotu do natury, edukacji outdoorowej i nie tylko opowiada dr Joanna Godawa z Wydziału Nauk Społecznych Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, laureatka drugiej edycji konkursu „Swoboda badań” Inicjatywy Doskonałości Badawczej. Naukowczyni jest autorką książki pt. „Zielona inkluzja, czyli o relacji człowieka z przyrodą, outdoor education i leśnej bajce”, która wprowadza w temat naszego „bycia w przyrodzie”, uważności oraz dużej potrzeby zmiany w edukacji szkolnej i przedszkolnej.

Olimpia Orządała: Jak wygląda relacja człowieka XXI wieku z naturą?

Dr Joanna Godawa: To dość złożone pytanie. Zależy to od grupy wiekowej i miejsca zamieszkania. Na pewno obserwujemy, że mieszkańcy dużych miast czują mniejszą więź z naturą niż osoby z małych miast i wiosek. Z przeprowadzonych badań wynika jednak, że prawie wszyscy mamy deficyt kontaktu z przyrodą. Nasze życie zmieniło się pod względem spędzania czasu wolnego, patrząc choćby pokolenie wstecz. Dzieci zwykle przebywają godzinę lub dwie godziny na dworze w ciągu pięciu dni nauki szkolnej – to bardzo mało. W ramach projektu rozmawiałam z rodzicami, żeby sprawdzić, czy czas, jaki dzieci spędzają przed ekranami komputerów czy smartfonów, równy jest czasowi spędzonemu na zewnątrz. Oczywiście, że się nie równoważy. Sami ankietowani przyznali, że w dzieciństwie częściej wychodzili na dwór i brali udział w grach zespołowych. Obecnie nasze dzieci spędzają więcej czasu na zabawach indywidualnych. To wszystko przekłada się na nasze funkcjonowanie społeczne.

Jako rodzice mamy dużo lęków – żyjemy w czasach natychmiastowości, ze względu na szeroki dostęp do mass mediów od razu wiemy, kiedy komuś coś się stanie. Pojawiły się jednak też takie obawy, że „moje dziecko się ubrudzi”. Kiedyś mówiliśmy, że szczęśliwe dziecko to brudne dziecko. Wszystkie zabawy sensoryczne, które, jak wiadomo, służą harmonijnemu rozwojowi, polegają jednak na tym, żeby się ubrudzić. Środowisko naszego życia, domy, mieszkania są coraz bardziej sterylne i zabawa kamieniami, patykami, w błocie, strumieniu, kałuży nie dla każdego rodzica jest komfortowa. Zamieniliśmy te naturalne zabawy i zabawki często na plastikowe, wydające głośne dźwięki zastępniki.

Ale są też osoby, które korzystają z placówek edukacji alternatywnej, przedszkoli leśnych, gdzie dzieci np. przebywają cały dzień na zewnątrz, doświadczają świata wielozmysłowo, obserwują przyrodę i uczą się przez doświadczanie. Badania dowiodły, że część rodziców ma świadomość, jak bardzo są to rozwijające rzeczy, ale jednak z jakichś powodów tego nie robi.

Olimpia Orządała: Dlaczego?

Dr Joanna Godawa: Dlatego że żyjemy szybko, mamy dużo różnych obowiązków, nasze dzieci chodzą na wiele zajęć pozalekcyjnych. Patrząc wstecz, kiedyś tak bardzo nie organizowaliśmy im czasu wolnego. Były zajęcia w szkole, ktoś chodził na dodatkowy angielski, ale nie było tego aż tyle.

Olimpia Orządała: Teraz dzieci mają zaplanowany cały tydzień. W poniedziałek angielski, we wtorek basen, w środę karate…

Dr Joanna Godawa: Tak, bywa, że dzieci mają tygodniowo więcej niż sześć zajęć pozalekcyjnych. Rodzice są „firmą dowozową”, nierzadko w tym ferworze zapewniają też posiłki – niektórzy wręcz karmią dzieci w samochodzie, jadąc z jednej szkoły do drugiej, z zajęć na zajęcia. Kiedy w takich sytuacjach dzieci mają pobyć na zewnątrz?

Olimpia Orządała: Nie mają na to czasu.

Dr Joanna Godawa: A jak już mają ten czas, to często wybierają ekrany komputerów, smartfonów czy telewizorów. Technologia nie jest zła i jest szalenie przyciągająca. My, dorośli, też to wiemy. Amerykanie w którymś momencie dostrzegli problem, że dzieci przestały wychodzić na zewnątrz. Opublikowano wiele ciekawych publikacji na ten temat, w tym przełomową książkę „Ostatnie dziecko lasu. Jak ocalić nasze dzieci przed zespołem deficytu natury” Richarda Louva, od której tak naprawdę wszystko się zaczęło.

Kiedyś podczas spotkania w Akademickim Zaciszu – przestrzeni spotkań naukowców i praktyków stworzonej i prowadzonej przez prof. dr. hab. Romana Lepperta – jedna z gościń spotkania poświęconego outdoor education, zaczęła zastanawiać się, jak to jest, że do momentu, kiedy dziecko nie chodzi do przedszkola, wiemy, że musi ono spędzać jak najwięcej czasu na dworze. Mamy zakodowane, że trzeba z nim dużo spacerować. A potem wszystko się zmienia – wpadamy w wir organizowania mu czasu. Ponadto gdy jest weekend i mamy czas wolny, często nadrabiamy to, czego nie zdążyliśmy zrobić w tygodniu. To wszystko dzieje się kosztem naszego bycia w przyrodzie.

Olimpia Orządała: Jakie skutki ma odizolowanie od natury?

Dr Joanna Godawa: Jesteśmy mniej wyczuleni i spostrzegawczy. W pewien sposób hamuje to też naszą ciekawość poznawczą. W jednym z badań wyczytałam, że wpatrywanie się w ekrany ogranicza w znaczący sposób szybkości myślenia i wrażliwości na świat. Wpływa to również na integrację sensoryczną – dzieci pozbawione doświadczenia chodzenia boso i bawienia się w naturalnej przestrzeni miewają problemy rozwojowe. Czujemy się także „odmiejscowieni”. Żyjemy w miastach, gdzie często jesteśmy anonimowi. Zdarza się, że mieszkając w dużych blokach, w ogóle nie znamy swoich sąsiadów. Takim bardzo dalekosiężnym skutkiem jest to, że mniej dbamy o nasze miejsca. Łatwiej jest nam śmiecić, zachowywać się niezgodnie z ekologią, ponieważ nie czujemy, że te miejsca są nasze. Badania, jakie przeprowadziłam, wykazały, że 50% rodziców nie potrafiło podać miejsca w przyrodzie, z którym są emocjonalnie związani. To jak w takim razie zaszczepić w dzieciach postawy proekologiczne i miłość do miejsca, o które się dba?

Olimpia Orządała: Powinniśmy zacząć od rodziców, dziadków. Dzieci muszą mieć przykład.

Dr Joanna Godawa: Właśnie. Jest taka koncepcja przewodnika natury, którym może być każdy z nas. Czy jako dorośli mamy jednak świadomość tego, że jesteśmy pierwszymi przewodnikami dla naszych dzieci? Okazuje się, że raczej nie. Tymczasem wystarczy zabrać dziecko na spacer, pokazać np. wiewiórkę, pączki na drzewach, zebrać żołędzie i ogólnie uwrażliwić na to, co nas otacza. Nie potrzebujemy żadnych wielkich wypraw w naturę, mamy ją na co dzień wokół siebie. Nawet tutaj, na terenie kampusu UŚ, drzewa są na wyciągnięcie ręki. Można z bliska zobaczyć, co się dzieje w przyrodzie. Ale czy chcemy tam zajrzeć? Czy pielęgnujemy w sobie ciekawość otaczającym nas światem? Czy jesteśmy zbyt zabiegani w innych sprawach? Dzieci potrzebują choćby jednego towarzysza, który podzieli z nim zachwyt nad światem. Najmłodsi bardzo chętnie uczestniczą w tego typu aktywnościach, ale potrzebują wsparcia, zachęcenia. To w nas, dorosłych, jest ten potencjał. Nad tym trzeba popracować.

Olimpia Orządała: Rodzice często spychają to na szkoły i przedszkola. Uważają, że to zadanie nauczycieli.

Dr Joanna Godawa: Otwiera Pani bardzo ważny temat. To jak to jest w tych szkołach – wychodzą na dwór czy nie?

Olimpia Orządała: Nie, nie ma na to czasu, bo trzeba zrealizować program nauczania.

Dr Joanna Godawa: Mówi się, że uczniowie stali się zakładnikami szkolnych klas. Uczeń wymarzony to ten, który siedzi grzecznie przez 45 minut w ławce i słucha. Gdy zaczyna chodzić, a przecież dzieci mają olbrzymią potrzebę ruchu, to staje się uczniem niewygodnym, uciążliwym. Powtarzamy cały czas, że odchodzimy od encyklopedyzmu, pracujemy projektowo, chcemy, żeby dzieci same dochodziły do pewnych prawd. Czy tak w rzeczywistości jest? Na pewno tak, bo są świetni nauczyciele, którzy są otwarci, organizują proces kształcenia na zewnątrz, zabierają dzieci na dwór, żeby pooglądały świat… Czy jest to praktyka powszechna? Nie. Wiek XXI możemy nazwać wiekiem kryzysów: ekonomicznego, zdrowotnego, ekologicznego, doświadczamy również kryzysu w edukacji.

Olimpia Orządała: Nauczyciele zajmujący się edukacją outdoorową są w mniejszości.

Dr Joanna Godawa: Niestety tak. A przynajmniej w nauczaniu systemowym, bo istnieją placówki leśne, alternatywne, szkoły czy przedszkola z ogródkami albo takie, gdzie dzieci spędzają dużo czasu na dworze i się uczą. Powinniśmy zmierzać ku temu, żeby jednak zbliżyć się do natury, bo bardzo tego potrzebujemy. Bylibyśmy spokojniejsi, bardziej zrelaksowani, otwarci na doświadczenia i ciekawi świata. Z tego właśnie powodu w Japonii wymyślono kąpiele leśne – Shinrin-yoku. Na pewno wszyscy słyszeli o etosie pracy Japończyków. Tak jak dużo pracują, tak bardzo potrzebują wypoczynku. Również w Polsce prężnie rozwija się idea kąpieli leśnych. Ludzie spotykają się z przewodnikiem, wchodzą do lasu, ćwiczą uważność, oddychanie, bycie tu i teraz, wyłączają telefon, uczą się na nowo słuchać siebie. Ale ciągle mało o tym wiemy. Badania z Inicjatywy Doskonałości Badawczej objęły rodziców z całej Polski, ze wszystkich 16 województw. Ponad 50% osób nie wie, czym są kąpiele leśne. Skoro nie wiedzą, to też nie brali w nich udziału.

Olimpia Orządała: Czy w Polsce są popularne placówki leśne?

Dr Joanna Godawa: Istnieje Polski Instytut Przedszkoli Leśnych, który zrzesza wszystkie jednostki. Myślę, że są one coraz popularniejsze, ale nie zawsze dostępne, często oddalone wiele kilometrów od naszego miejsca zamieszkania. Jest jednak wielu wspaniałych pasjonatów przyrody, którzy wprowadzają naukę i bycie blisko natury również w szkołach systemowych. Mam wielkie szczęście, bo jest ich dużo na mojej drodze. Inspirujemy się wzajemnie i w tym jest wielka moc!

Olimpia Orządała: W ramach „Swobody badań” przeprowadziła Pani Doktor ankiety wśród rodziców dzieci uczęszczających do szkół podstawowych. Jakie jeszcze wnioski można z nich wysunąć?

Dr Joanna Godawa: Po pierwsze, nie do końca jesteśmy świadomi, że mamy deficyt kontaktu z naturą. Po drugie, dzieci w ciągu tygodnia spędzają mało czasu na zewnątrz. Po trzecie, rodzice nie zawsze wiedzą, co dzieje się w szkole, czy na zajęciach dzieci wychodzą na dwór, czy nie. Odpowiedzi były bardzo różne – ankietowanym trudno było określić częstotliwość tych wyjść (codziennie, raz w tygodniu, raz w miesiącu). Często nie wiedzą też, czy w szkole są nauczyciele, którzy pomagają uczniom zawiązywać i pielęgnować więź z naturą. Ta część edukacji wymaga dużo zmian.

To, co jeszcze jest ciekawe, ale też smutne – gdy rodzice porównywali, jak wyglądało ich dzieciństwo, a jak ich dzieci pod kątem czasu i sposobów bawienia się na zewnątrz, było im przykro i czuli się rozczarowani. Co takiego się stało, że ja wspinałem się po drzewach, a moje dziecko jeszcze nigdy tego nie robiło? Dlaczego ja miałem dużo wolności, mogłem eksplorować teren, a moje dziecko już jest inaczej wychowywane, ma więcej kontroli i nie zdobywa świata w taki sposób?

Olimpia Orządała: Co się stało?

Dr Joanna Godawa: Nasze życie się zmieniło. Pojawiły się smartfony, media społecznościowe… Mamy inny przepływ informacji niż kiedyś. Żyjemy w kulturze natychmiastowości, powszechnej dostępności, w czasach nadmiaru. Dawniej wysyłało się dziecko na kolonie i kontaktowało się z nim sporadycznie przez cały dwutygodniowy pobyt. Teraz jesteśmy cały czas w kontakcie, kilka razy dziennie. Nie mówię, że technologia jest zła. Tylko tak jak Richard Louv uważam, że czas spędzony w sieci powinien być równy czasowi spędzanemu na zewnątrz.

Olimpia Orządała: Co możemy zrobić, żeby edukacja w zgodzie z naturą była powszechniejsza?

Dr Joanna Godawa: Myślę, że trzeba o tym rozmawiać. Z moich doświadczeń wynika, że podczas spotkań, rozmów na temat przyrody uświadamiamy sobie, że oddaliliśmy się od natury. Większość osób wypełniających ankiety odpowiadało, że chciałoby spędzać więcej czasu na zewnątrz. Kiedy poczuliśmy, że natura jest nam potrzebna? Podczas pandemii koronawirusa, gdy wprowadzono zakaz wstępu do lasów.

Olimpia Orządała: Wszyscy wtedy marzyli o lesie.

Dr Joanna Godawa: Właśnie. Jestem też autorką koncepcji leśnych bajek, które przygotowują dzieci do bycia w naturze. Czasem gdy nie można wyjść na zewnątrz, tak jak podczas pandemii, i tęskni się za naturą, można z dzieckiem przeczytać taką bajkę. To okazja do ćwiczeń oddechowych, relaksacyjnych, można się także dowiedzieć wielu ciekawych informacji o zwierzętach i roślinach. Dzieci bardzo lubią takie historie.

Olimpia Orządała: Dlaczego wprowadzenie zmian w szkole w zakresie edukacji w zgodzie z naturą jest tak trudne?

Dr Joanna Godawa: Trzeba otworzyć się na zmiany, przeorganizować nauczanie, dostrzec potrzeby dzieci. Wymaga to pracy i działań związanych z rodzicami, nauczycielami, dyrektorami, wyjścia naprzeciw potrzebom współczesnych dzieci, żyjących tu i teraz. Wymaga to pewnej determinacji. Ci, którzy realizują tego typu ścieżki, czują się spełnieni. Prowadziłam kiedyś program „Leśne piątki”, ucząc w zerówce. Co tydzień chodziliśmy do lasu, bez względu na pogodę. To były najlepsze piątki, które zawsze będę wspominać. Dzieci przychodziły z zajęć zmęczone, brudne i głodne, ale przede wszystkim zadowolone, uśmiechnięte. To było dla mnie bardzo satysfakcjonujące. Myślę, że klucz tkwi też w edukacji nieformalnej, jeśli w szkole nie mamy tego, czego byśmy chcieli. Trzeba tylko znaleźć czas. Znam rodziców, którzy np. w kilkuosobowej grupie jeżdżą na wycieczki. Można też budować ogródki. Osobiście założyłam w Wiśle Klub Czytelnika dla dzieci, gdzie rozmawiamy o przyrodzie, książkach i tym, co w życiu ważne, a w ogródku założonym na tarasie Miejskiej Biblioteki Publicznej hodujemy truskawki, pomidory, zioła. Trzeba chcieć, a to też wymaga od nas, dorosłych, siły, żeby zmienić model spędzania czasu wolnego. To bardzo procentuje. Lepsza relacja z przyrodą jest świetnym tłem do pielęgnowania relacji międzyludzkich, co nam wszystkim polecam!

Źródło: https://us.edu.pl/idb/swoboda-badan-przyrode-trzeba-miec-w-sobie/

dłoń trzymająca drzewo
Dr Joanna Godawa