Nawet 10 procent rodów rycerskich, które w XV stuleciu zamieszkiwały Ruś Czerwoną i Podole, wywodziło się ze Śląska. Wśród ok. 400 osób notowanych w aktach homagialnych z lat 1427, 1436 i 1439 połowę stanowili bojarowie ruscy, zatem podczas XIV- i XV-wiecznej migracji rycerstwa na wspomniane tereny co piąty zbrojny był Ślązakiem.

Zagadnieniem tym zajął się prof. dr hab. Jerzy Sperka, poświęcając mu swoją najnowszą książkę zatytułowaną Studia z dziejów migracji rycerstwa śląskiego do Królestwa Polskiego (zwłaszcza na Ruś Czerwoną w XIV–XV wieku), wydaną przez wydawnictwo Avalon. Dyrektor Instytutu Historii Uniwersytetu Śląskiego przeanalizował wspomniane akty homagialne (czyli hołdownicze), dokumenty sądowe i źródła heraldyczne, aby wyodrębnić przedstawicieli rycerstwa o śląskich korzeniach.

– Nie było to zadanie łatwe, ponieważ emigranci szybko wtapiali się w miejscową ludność, przyjmując ruskie wersje swoich imion, i tak na przykład Georg Nasięgniew herbu Działosza stawał się Jurgą. Posiłkowałem się więc analizą herbów na zachowanych pieczęciach – mówi prof. Jerzy Sperka. – Pod tym względem nieocenionym źródłem okazały się opisy dokumentów hołdowniczych sporządzone już w XVI wieku przez sekretarza królewskiego Jana Zamoyskiego, późniejszego kanclerza i hetmana. Jeśli jakiś herb nie był mu znany, Zamoyski przerysowywał go.

Mediewista z Uniwersytetu Śląskiego podkreśla, że choć mówimy o migracji sprzed kilkuset lat, proces ten możemy śmiało rozpatrywać w kontekście tak ważnej dzisiaj problematyki przemieszczania się ludności. Jej główne motywacje do opuszczenia swojej dotychczasowej siedziby są właściwie niezmienne: wciąż przecież decydują o tym względy polityczne i wojenne, a najczęściej chyba ekonomiczne, niejednokrotnie wynikające z problemu przeludnienia danego obszaru. Nie inaczej było w przypadku późnośredniowiecznego rycerstwa ze Śląska, czyli regionu wtedy znajdującego się poza granicami Królestwa Polskiego.

Przypomnijmy, że w okresie rozbicia dzielnicowego brak władzy centralnej w osobie księcia zwierzchniego sprzyjał izolowaniu poszczególnych dzielnic rządzonych przez książąt piastowskich. Nie inaczej stało się ze Śląskiem, który na mocy testamentu Bolesława Krzywoustego stał się dziedziną jego najstarszego syna Władysława (zwanego później Wygnańcem) oraz jego potomków – Bolesław Wysoki i Mieszko Plątonogi wrócili na swoją ojcowiznę z niemieckiego wygnania dopiero w latach 60. XII stulecia. Pomiędzy braćmi szybko doszło do konfliktu, w wyniku którego starszy Bolesław przejął Dolny Śląsk z Wrocławiem, Legnicą i Głogowem, młodszy Mieszko zaś tereny Raciborza i Opolszczyznę, które w połączeniu z kasztelaniami bytomską i oświęcimską (podarowanymi mu przez księcia krakowskiego Kazimierza Sprawiedliwego) utworzyły Księstwo Opolsko-Raciborskie – od XV wieku nazywane już Górnym Śląskiem.

Formalnie sukces w zjednoczeniu państwa odniósł Władysław Łokietek, koronowany na króla Polski w 1320 roku, ale jego władztwo rozciągało się nad stosunkowo niewielkim terytorium: odziedziczonymi Kujawami, Małopolską, ziemią sieradzko-łęczycką oraz Wielkopolską. Poza Koroną pozostawał Śląsk (już w tamtym czasie podzielony na ponad 20 księstw) i Mazowsze, oba rządzone przez Piastów, ani myślących podporządkowywać się nowemu królowi, zbyt słabemu, by uczynić ich wasalami. Co gorsza, pretensje do tronu polskiego zgłosił spadkobierca czeskiej dynastii Przemyślidów Jan Luksemburski, który w 1327 roku ruszył na Kraków. Kampania władcy czeskiego zakończyła się porażką (głównie dzięki sojuszowi Łokietka ze swoim zięciem, królem Węgier Karolem Robertem), niemniej w trakcie marszu Luksemburczyka na polską stolicę czterej książęta śląscy, w obawie przed jego potężną armią, złożyli mu w Opawie hołd lenny jako królowi Czech i Polski. Jan zhołdował więc książąt górnośląskich: cieszyńskiego, raciborskiego, oświęcimskiego, bytomskiego i opolskiego, a dwa lata później jego wasalami stali się prawie wszyscy władcy dolnośląscy (za wyjątkiem świdnickiej linii Piastów). Odzyskanie Śląska było oczywiście jednym z celów polityki Kazimierza Wielkiego, ale wojna z Czechami (1345–1348) nie przyniosła żadnego rezultatu, a w ramach pokoju namysłowskiego król Polski de facto potwierdził zwierzchnictwo czeskie nad ziemiami śląskimi, inkorporowanymi przez Karola Luksemburskiego, syna Jana – Śląsk będzie czeską prowincją aż do lat 40. XVIII wieku i wojen śląskich pomiędzy Habsburgami a Hohenzollernami.

Mamy zatem do czynienia z migracją zewnętrzną – do innego kraju, w którym panuje obcy władca. Można więc zapytać, dlaczego to właśnie Królestwo Polskie stało się – używając współczesnego języka – tak popularnym kierunkiem emigracji, usługi świadczone przez rycerzy – tak cenionymi, a władcy polscy – tak atrakcyjnymi pracodawcami? – Musimy pamiętać, że obraz rycerstwa jako grupy społecznej spędzającej czas na turniejach i romansach jest mocno wyidealizowany. Takie życie było udziałem kilkuprocentowej elity. Pozostałe ponad 90 procent rycerzy, oczywiście o ile nie byli na wojnie, zajmowało się doglądaniem własnych dóbr i pracujących dla nich chłopów. Dbali o swoje rodziny, chcieli mieć spadkobierców, marzyli o dobrym ożenku dla synów i zamążpójściu dla córek – zaznacza historyk. – W przypadku Śląska, zwłaszcza Górnego, tak rozdrobnionego feudalnie, bardzo trudno powiększało się własny majątek, także ziemski: domeny książęce zajmowały przecież niewielką powierzchnię, a kandydatów do nagradzania było wielu. Dodatkowe włości nabywano albo walcząc dla danego władcy, co było opcją dość niebezpieczną, albo służąc na jego dworze, co stanowiło rozwiązanie bezpieczniejsze, ale też niewolne od zagrożeń. Migracja stanowiła więc świetną okazję do poprawy bytu swojego i swojej rodziny.

Nowe perspektywy w tym zakresie stworzyło przyłączenie do Korony Polskiej Rusi Czerwonej, którego dokonał w 1366 roku Kazimierz Wielki po trwających blisko trzy dekady wojnach z Litwą i Tatarami. Wchodzące w jej skład ziemie: sanocka, przemyska, lwowska i halicka były obszarem rozległym i słabo zaludnionym, idealnie więc nadawały się do tego, aby poprzez nadania ziemskie zbudować sobie tam grono zaufanych urzędników i rycerzy, jednocześnie wzmacniając kulturę polską i katolicyzm na prawosławnych terenach ruskich.

Rycerstwo śląskie wyruszyło na Ruś Czerwoną już za panowania ostatniego z Piastów, ale właściwa pierwsza fala migracyjna przypadła na lata 70. XIV wieku, gdy namiestnikiem Rusi z ramienia nowego króla Polski Ludwika Węgierskiego był Władysław Opolczyk.

– Książę opolski, wierząc, że stanie się suwerennym władcą tych terenów, rozpoczął potężną pracę organiczną, mającą na celu umocnienie „żywiołu polskiego”. Ściągał osadników wywodzących się z chłopstwa, mieszczaństwa i przede wszystkim rycerzy, którym nadawał dobra. Naliczyłem kilkadziesiąt potwierdzających to dokumentów wydanych w ciągu kilku lat. Co ciekawe, Władysław bezwzględnie wymagał od osiedleńców, aby przeprowadzali się z rodzinami. Nawet po odwołaniu Opolczyka z funkcji namiestnika duża część migrantów pozostała na Rusi Czerwonej, a Ludwik przekazał mu ziemię dobrzyńską i kawałek Kujaw, które powiększyły dotychczasową domenę książęcą, obejmującą także ziemię wieluńską, nadaną już wcześniej niejako w nagrodę za walny udział w objęciu przez Andegawena tronu polskiego – prof. Sperka wspomina jedną z najciekawszych i najbardziej niejednoznacznych postaci polskiego średniowiecza.

Właśnie z Władysławem Opolczykiem związany ściśle był ród Borschnitzów, któremu historyk z UŚ poświęca jeden z rozdziałów swojej książki (pozostałe opisują losy m.in. Michała Awdańca, panów za Zubrzy oraz rodziny Bibersteinów). Przesadnie wystawny styl życia księcia wpędził go w potężne długi, a ostatnim wierzycielem stał się dla niego Zakon Krzyżacki, u którego Opolczyk zastawił ziemię dobrzyńską, co spotkało się z gniewem Władysława Jagiełły i zaowocowało zbrojną interwencją. Podczas wojny armia króla polskiego podeszła pod Olsztyn (k. Częstochowy), a tamtejszego zamku z dużą determinacją, choć nadaremno, bronili bracia Borschnitzowie. Jak pisał Jan Długosz, w uznaniu bohaterstwa Jagiełło nagrodził ich dobrami ziemskimi na Rusi Halickiej, w okolicach Tłumacza, daleko nad Dniestrem.

– Przez lata podważano wersję słynnego kronikarza. Sam dotarłem jednak do dokumentów, które może nie są potwierdzeniem nadania z 1391 roku, ale stanowią jego późniejszą konsekwencję. Z rodu Borschnitzów, żyjącym na Rusi do początku XVI wieku, wywodziły się rodziny Ostryńskich, Miłowańskich i Bukowieckich – zapewnia historyk.

Władysław Jagiełło to władca, za którego panowania wydarzyła się druga fala migracyjna. Zwycięzca spod Grunwaldu chętnie i szczodrze wynagradzał rycerzy za wierną służbę i zasługi na polu bitwy: zarówno pieniędzmi, jak i nadaniami królewskimi – czasowymi (obszar wracał do króla po osiągnięciu z niego określonego zysku, np. 500 grzywien) albo wieczystymi, także na terenie Rusi. Jego też inicjatywą był wspomniany na początku akt homagialny z 1427 roku.

– Jagiełło starał się zapewnić dziedziczenie swojemu synowi, ale szlachta nie była ku temu skora. Jedno ze stronnic w otoczeniu króla doradziło mu więc, aby zbierał na terenie całego państwa przysięgi wierności w postaci aktów homagialnych od dygnitarzy, od miast i od ziem, by w ten sposób zagwarantować przychylność dla królewicza. Władysław dotarł również na Ruś, a większość tamtejszych ziemian podczas sejmu w 1427 roku potwierdziła akt homagialny, w którym przysięgali wierność dla króla i jego następców. Jak już wiemy, naprawdę sporą część z tamtejszych sygnatariuszy stanowili rycerze wywodzący się ze Śląska – podsumowuje dyrektor Instytutu Historii UŚ.

Tomasz Płosa

Artykuł został opublikowany w "Gazecie Uniwersyteckiej UŚ" [nr 6 (326) marzec 2025]

Grafika przedstawiająca rycerzy na koniach jadących wzdłuż potoku, w jesiennym lesie | rys. wygenerowane przez AI
Prof. dr hab. Jerzy Sperka | fot. Olimpia Orządała