Dzięki rozwojowi technologii mamy informacje z całego świata na wyciągnięcie ręki, ale jakim kosztem?

Wadą posiadania łatwego dostępu do oceanu wiedzy jest to, że pamiętamy mniej informacji, wiedząc, że możemy po prostu do nich powrócić później. Badacze odkryli, że traktujemy internet jako przechowywalnię wiedzy w dłuższej perspektywie, przestajemy przechowywać ją natomiast w naszych własnych mózgach. Neuroobrazowanie (metoda umożliwiająca obrazowanie struktury i funkcji mózgu, pozwalająca na obserwację czynności mózgu podczas przeprowadzania wybranych procesów, np. odliczania co 3, zapamiętywania twarzy, poruszania palcem wskazującym, czytania słów, itd. ) pokazuje, że w zasadzie nasz mózg uczy się ignorować informacje znalezione w internecie, a im częściej używamy Google’a, tym mniej prawdopodobne jest, że zachowamy w pamięci to, co widzimy.

Nicholas Carr, laureat Nagrody Pulitzera za książkę Płytki umysł. Jak internet wpływa na nasz mózg, wyjaśnia, że papierowa książka przysłuża się skupianiu naszej uwagi, sprzyja głębokiemu i twórczemu myśleniu. Nie tylko zdobywamy wiedzę poprzez czytanie książek, ale słowa autora również tworzą intelektualne "wibracje" w naszych umysłach. Internet natomiast zachęca do szybkiego i rozproszonego pobierania małych porcji informacji z wielu źródeł, to zmniejsza naszą zdolność do koncentracji i kontemplacji. Autor w swojej książce używa metafory żonglera do określenia użytkownika internetu. Działa on w skali wąskiego „tu i teraz”, jest bardzo szybki i zręczny, ale jego ekwilibrystyka szybko przemija, nie przyczynia się do głębszego poznawania. 

Z badań psychologicznych nad umysłami internautów wynika, że internet przede wszystkim zmienia „statystykę” naszej uwagi w znacznie większym stopniu, niż kiedyś czyniły to inne media, np. książka, prasa, radio i telewizja. W internecie postrzeganie staje się płytkie choć szerokie. Wprawdzie zwiększa się jego zakres, ale zmniejsza tzw. głębokość przetwarzania informacji. Internet skupia naszą uwagę tylko po to, by ją zaraz rozproszyć. Te płytkie procesy uwagi, niezbędne w internetowym surfowaniu autor określa mianem „żarłocznych”. Badania wykazały, że poziom rozumienia spada wraz ze wzrostem klikniętych linków. To dowód, że internet prowadzi nasze umysły na umysłowe płycizny.

Kiedy nasza uwaga skupia się na ekranach komputerów i urządzeń mobilnych, to czyni nas odciętymi od rzeczywistości. Internet odzwierciedla etykę przemysłowca zoptymalizowanej produkcji, wydajności i konsumpcji. Im szybciej surfujemy po internecie, tym więcej linków i stron postrzegamy. To z kolei powoduje dokładniejsze dostosowywanie odpowiednich reklam dla nas. A zatem w interesie ekonomicznym reklamujących się firm jest, aby doprowadzić nas do rozkojarzenia i rozproszenia naszej uwagi. Firmy nie są zainteresowane zachęcaniem nas do spokojnego czytania i skoncentrowanego myślenia.

Mark Fisher, autor Kapitalistycznego realizmu i wykładowca filozofii, spotyka wielu studentów, którzy poproszeni o to, by przeczytali więcej niż kilka zdań, protestują, twierdząc, że nie chcą czytać, bo to jest nudne. A zatem, to nie tyle treść materiałów pisemnych, ale sam akt czytania, uważany jest za nudny. Być znudzonym w tym kontekście oznacza usunięcie z matrycy komunikacyjnej bodźca stymulacyjnego. Fisher nazywa to zjawisko "depresyjną hedonią", którą określa jako niezdolność do niczego innego niż realizowanie przyjemności. Z poczuciem, że czegoś brakuje ludzie uciekają do internetu, by szukać przyjemności  i nowości, które wypełnią pustkę.

Niemniej byłoby nierozsądne, aby zrzucać winę wyłącznie na internet. Autor Mark McGuiness przypomina nam, że internet wykorzystuje po prostu naszą naturalną skłonności do „małpiego umysłu”, która polega na przeskakiwaniu od myśli do myśli, jak po gałęziach drzewa. Nicholas Carr zauważa również, że ludzki mózg cechuje się tak zwaną neuroplastycznością. Stare, nieużywane połączenia między neuronami zanikają (choć można je oczywiście „przywrócić do życia”) wskutek zaprzestania podejmowania przez nas czynności, za które owe neurony były odpowiedzialne. Neuroplastyczność oznacza również, że mózg jest zdolny do wytwarzania nowych połączeń między wcześniej nieskojarzonymi neuronami. To właśnie te zdolności mózgu powodują, że tak łatwo przestawiamy się na inny, wytworzony wskutek korzystania z internetu, tok myślenia i tryb pracy. Neurony odpowiedzialne za koncentrację i kontemplację przestają być aktywne, powstają natomiast połączenia ułatwiające fragmentaryczny charakter działań.

W internecie jesteśmy bombardowani szeregiem komunikatów audiowizualnych: reklam, artykułów, wiadomości od znajomych. Każdy z tych komunikatów domaga się od nas reakcji. Ludzkie mózgi stworzone przez ewolucję do rozwiązywania „prawdziwych” zadań adaptacyjnych zbyt łatwo dają się oszukać, nabrać na informacyjny szum, chaos, traktują go zbyt serio. Jeśli tracimy tę cichą przestrzeń lub wypełniamy ją nieistotną treścią, rezygnujemy z czegoś ważnego nie tylko w nas samych, ale w naszej kulturze. Czy jest na to jakieś lekarstwo? Aby zachować zdrowie naszego mózgu i zdolność do głębokiej refleksji, musimy codziennie ćwiczyć koncentrację i kontemplację. Badania pokazują, że medytacja wzmacnia połączenia pomiędzy obszarami związanymi z wyższymi funkcjami mózgu, takimi jak namysł i uwaga. I jeszcze jedno remedium na "internetową chorobę" – Nicholas Carr zachęca, byśmy po prostu czytali książki, ale takie prawdziwe, papierowe. 

Opracowano na podstawie The Internet is Changing our Brain
oraz 
Nicholas Carr, Płytki umysł. Jak internet wpływa na nasz mózg, Wyd. Helion, Gliwice 2012.

Fot. Pixabay