Jesteś tutaj

Wody przybrzeżne Bałtyku zubożały w tlen do poziomu nie spotykanego od co najmniej 1500 lat. Główną przyczyną takiego stanu rzeczy jest ludzka aktywność, a w szczególności wydostające się do wody związki pochodzące z rolnictwa i hodowli oraz ścieki miejskie i przemysłowe. Sytuacja stale pogarsza się od przeszło stu lat. Choć w XXI wieku kraje nadbałtyckie zaczęły zwracać większą uwagę na to, co dostaje się od Morza Bałtyckiego, to sytuacja wciąż jest dramatyczna.

"Martwe strefy" to obszary wodne, zwykle w pobliżu morskiego dna, które cierpią na niedostatek tlenu. Substancje odżywcze dostające się do morza wraz z odpadami i ściekami powodują rozwój alg i fitoplanktonu. To zmniejsza przejrzystość wody, co oznacza mniejszą aktywność roślin i mniej wyprodukowanego tlenu, a równocześniej zwiększa aktywność bakterii, żywiących się obumarłym fitoplanktonem a przy okazji zużywających coraz więcej tlenu. Stopniowe wymieranie roślin produkujących tlen zwiększa równocześnie śmiertelność zwierząt żywiących się roślinami, a to wszystko jeszcze napędza rozwój bakterii i toksycznych substancji uwalnianych podczas rozkładu organizmów. Od pierwszego etapu sytuacja sama się napędza i powrót do wcześniejszy warunków jest coraz trudniejszy. 

Podobne zjawisko nie jest typowe wyłącznie dla Bałtyku, ale dla wielu regionów na świecie, gdzie środowisko zdominowane jest przez człowieka. Szczególnie zagrożone są akweny, w których ruch wody jest ograniczony, zwykle ze względu na wąskie połączenia z innymi akwenami. Tak jest także w przypadku Morza Czarnego, amerykańskich Wielkich Jezior czy też Zatoki Meksykańskiej. Niedawno pisaliśmy o odkryciu wielkiej martwej strefy w Zatoce Omańskiej, łączącej Morze Arabskie z Zatoką Perską. Na Bałtyku martwa zajmuje już obszar około 70 tysiący kilometrów kwadratowych.

Badania przeprowadzone przez naukowców z Finlandii i Niemiec umożliwiły zobaczenie tej sytuacji w szerszej skali historycznej. Analiza wydobytego dużego fragmentu podwodnego pozwoliła im określić ilość tlenu w pewnych obszarach północnego Bałtyku nawet do 1500 lat wstecz. Wyniki mówią wyraźnie, że około sto lat temu z dna morza zaczęły znikać tradycyjnie żyjące tam zwierzęta, w tym małże i okonie. Od tego czasu sytuacja cały czas się pogorsza.

Jak podkreślają fińscy badacze, pierwsze poważne problemy pojawiły się jeszcze przed intensywnym rozwojem przemysłu, który miał miejsce w latach 50-tych XX wieku. To pokazuje, z jak wrażliwy jest lokalny ekosystem - już pierwsze zmiany zostawiły po sobie ślady.

Mniej więcej od 2007 roku społeczność międzynarodowa próbuje reagować na tę sytuację. Kraje, które graniczą z Bałtykiem, zaczęły ograniczać dopływ substancji odżywczych do morza. Przodują w tym kraje skandynawskie. Niestety, wciąż nie widać efektów tych działań, a globalne ocieplenie może jedynie pogroszyć sytuację.

 

Publikacja ukazała się w czasopiśmie Biogeosciences.

Opracowano na podstawie artykułu Baltic Sea oxygen levels at '1,500-year low due to human activity' opublikowanego w czasopiśmie The Guardian.

Zdjęcie satelitarne bałtyckiej martwej strefy wykonane w 2005 roku. Źródło: https://deadzonesjw.weebly.com/baltic-sea.html
Słowa kluczowe (tagi):