Jesteś tutaj

Naukowcy znaleźli dowody, że dziura w warstwie ozonowej nad Antarktydą zaczyna się zasklepiać. Jeśli tendencja ta utrzyma się, luka powinna zniknąć do roku 2050. To zadziwiający przykład, że człowiek wspólnym wysiłkiem można naprawić w naturze coś, co wcześniej popsuł.

Niedługo minie 30 lat od momentu wypracowania ogólnoświatowej koncepcji stopniowego wycofywania szkodliwych dla warstwy ozonowej chemikaliów. – Dzisiaj wiemy, że obraliśmy wtedy właściwą drogę. Jako ludzkość możemy poklepać się nawzajem po plecach i powiedzieć sobie: „Dobra robota” – uśmiecha się dr Susan Solomon, meteorolog i chemik atmosfery z Massachusetts Institute of Technology, która przewodziła badaniom. Jej zdaniem to „odpowiedź planety na ogólnoświatową decyzję, by pozbyć się szkodliwych cząstek”, czyli freonów. 

Kiedy w latach 80. XX wieku naukowcy potwierdzili, że freony (CFCs, od ang. chlorofluorocarbons) – grupa substancji używanych w procesie czyszczenia chemicznego, w aerozolach oraz w starych lodówkach – prowadzą do przerzedzania się warstwy ozonowej nad Antarktyką, tzw. dziura ozonowa stała się najbardziej palącym problemem ekologicznym. Warstwa składająca się trójatomowych cząsteczek tlenu (O3)zatrzymuje ogromną część szkodliwego dla ludzi słonecznego promieniowania UV.

Aby przeciwdziałać problemowi, większość krajów świata podpisała 16 września 1987 roku Protokół Montrealski, którego sygnatariusze zobowiązali się do stopniowego ograniczania emisji freonów oraz innych szkodliwych dla warstwy ozonowej substancji chemicznych. A teraz, prawie 30 lat później, najnowsze pomiary wykazały, że przerzedzenie zmniejszyło się o 4 miliony km2 w porównaniu z największym ubytkiem, jaki zarejestrowano w 2000 roku. To więcej niż połowa powierzchni Australii. Przerzedzenie powiększyło się do rekordowych rozmiarów po erupcji chilijskiego wulkanu Calbuco w kwietniu 2015 roku, ale jeśli „leczenie” będzie postępowało w takim tempie, „rana” powinna się zagoić do połowy tego stulecia.

Odkąd naukowcy w połowie lat 80. zauważyli, że dziura ozonowa staje się coraz większa, poziom warstwy trójatomowego tlenu monitoruje się co roku w październiku. W tym miesiącu w Antarktyce zaczyna się wiosna, a wiejące wówczas zimne wiatry i nieco więcej światła słonecznego uaktywniają chlor, odpowiedzialny za odłączanie jednego, owego „nadprogramowego” atomu tlenu i tworzenie „zwyczajnych”, niczego niezatrzymujących cząsteczek O2. Jednak dziura zaczyna otwierać się już w sierpniu i dlatego Solomon wraz z zespołem stwierdziła, że pomiary mogą być bardziej precyzyjne, jeśli zostaną przeprowadzone we wrześniu, kiedy temperatury są wciąż niskie. I tak naukowcy z MIT wykazali, że stężenie chloru w atmosferze spadło, a przerzedzanie się warstwy ozonu zwolniło.

– Myślę, że wszyscy, w tym również ja, byliśmy za bardzo skupieni na październiku, ponieważ wtedy dziurę ozonową można podziwiać w pełnej krasie. A przecież październik to także miesiąc, w którym wiele wskaźników meteorologicznych ulega zmianom. Znacznie lepszym czasem do obserwacji jest wrzesień, bo wówczas możemy określić kluczowy dla rozmiarów dziury poziom stężenia chloru. Ten szczegół umykał nam w przeszłości – przekonuje dr Solomon.

Oprócz pomiarów wrześniowej zawartości ozonu między 2000 a 2015 rokiem, zespół notował również ilość emitowanego każdego roku przez wulkany dwutlenku siarki, który także działa na niekorzyść warstwy ozonowej. Wyniki swoich badań porównał z modelami symulacyjnymi przewidującymi zawartość ozonu w oparciu o stężenie Cl2 w atmosferze. Solomon i współpracownicy stwierdzili, że nie tylko według ich kalkulacji dziura ozonowa się zmniejsza, na to samo wskazywały symulacje, zgodnie z którymi za sukces w więcej niż 50 proc. odpowiada spadek ilości chloru w atmosferze.

– Niech to przypomina nam, że jeśli będziemy działać razem, naprawdę jesteśmy w stanie rozwiązać wiele nurtujących nas problemów ze środowiskiem naturalnym. Uważam, że z czystym sumieniem możemy sobie pogratulować dobrej roboty – kończy Susan Solomon.

 

Na podstawie artykułu „The ozone hole is finally closing up” opublikowanego na portalu Science Alert

 

Fot. NASA Goddard Space Flight Centre