Jesteś tutaj

Opowiadanie historii powstania teorii ewolucji zawsze zahacza o wyprawę na HMS Beagle, jako doświadczeniu, które miało ukształtować młodego Karola Darwina. Co jednak w ogóle Darwin robił na tym statku wojennym Jego Królewskiej Mości?

Kiedy 27 grudnia 1831 roku Karol Darwin wsiadał na dziesięciodziałowy slup wojenny HMS Beagle miał zaledwie dwadzieścia dwa lata i nic nie zapowiadało, że ta wyprawa i ten młodzieniec, który studiował wówczas teologię na Uniwersytecie w Cambridge, zrewolucjonizuje to, jak rozumiemy działanie świata ożywionego.

Przez pewien czas młody Darwin studiował medycynę, idąc w ten sposób w ślady swojego ojca i dziadka, ale zniechęcił go do tego kierunku jego niezwykle brutalny wówczas obraz tej dyscypliny. Ze wspomnień z tego czasu wyłania się przede wszystkim widok sal operacyjnych pełnych krwi i krzyki pacjentów, w tym dzieci, przywiązanych pasami do stołów operacyjnych.

Teologia pastoralna też go jednak nie pociągała. Jednak to właśnie te studia otworzyły go na nauki przyrodnicze. Jednym z jego nauczycieli był John Henslow, duchowny i geolog, założyciel uniwersyteckiego ogrodu botanicznego. Jego obszarem zainteresowania stała się wkrótce teologia naturalna, a jego pasją – kolekcjonowanie i opisywanie chrząszczy. To właśnie Henslow polecił Darwina, jako młodego „gentelmana-naukowca” do uczestnictwa w wyprawie na tym średniej wielkości wojennym statku Royal Navy, przekształconym w jednostkę badawczą.

HMS Beagle nie wypłynął po to, żeby Darwin stworzył teorię ewolucji. Głównym celem wyprawy było bardziej precyzyjne wytycznie kształtów na mapach Ameryki Południowej. A jednocześnie, można by powiedzieć, że w pewnym sensie celem wyprawy było właśnie to, co osiągnął Darwin. Politycznie był to czas największej potęgi Imperium Brytyjskiego, którego przedstawiciele wiedzieli, że wiedza się opłaca. Dlatego na statku, którego wyprawa finansowana była przez rząd, zaplanowano też miejsce dla geologia i kolekcjonera, którego zadaniem było rozpoznawanie nowych lądów, powiększanie wiedzy i zasobów naturalnego muzealnictwa.

Wyprawa HMS Beagle trwała 5 lat, z czego półtora roku na pełnym morzu. Większość tego czasu Darwin, razem z pozostałymi członkami załogi, którzy nie stanowili obsługi statku, spędził pod pokładem, w niezbyt przyjemnych okolicznościach. Dzięki temu jednak miał czas na lekturę. Podobno czytał przede wszystkim dwie książki: „Raj utracony” Johna Miltona i „The Principles of Geology” Charlesa Lyella. Żadna z tych lektur nie mogła go pozostawić obojętnym. Pierwsza – poemat sprzed 150 lat o wygnaniu pierwszych ludzi z Raju – w czasach Darwina oddziaływał szczególnie, budząc wyobraźnię romantycznych poetów i rysując obraz świata, w którym ciągła zmienność dominuje nad porządkiem. Druga pozycja natomiast to przełomowa w tamtym czasie teoria, która kształt aktualnej struktury geologicznej tłumaczyła długofalowymi procesami naturalnymi, a nie – jak najczęściej wówczas uznawano – boskiej kreacji.

Plan wyprawy był niezwykle obfity i różnorodny. Z Plymouth statek popłynął na południe, przez Teneryfę i Wyspy Zielonego Przylądka, kierując się w stronę Ameryki Południowej. Opłynął cały kontynent zatrzymując się regularnie w ciekawych i strategicznie ważnych miejscach, od Bahii w północnej Brazylii po wyspy Galapagos. Następnie statek przemierzył Pacyfik i dotarł do Australii, by przez wyspy Oceanu Indyjskiego i południową Afrykę powrócić do Wielkiej Brytanii.

W każdym z tych miejsc głównym zadaniem Darwina było zbieractwo. Tym, co zbierał przede wszystkim, były rośliny, muszle, skały, skóry, kości i okazy gatunków nie znanych dotąd europejskiej nauce. Niektóre z nich to dawno wymarłe ssaki, jak gigantycznie leniwce i pancerniki. Niezwykle interesujące były różnorodne zbiory ptaków i żółwi, które badacz znalazł na Galapagos. Wszystko, co zebrał, zabierał na statek, pomimo utyskiwań kapitana, a następnie, opisywał i wysyłał do Anglii. Do dziś zbiory Darwina są dostępne Muzeum Historii Naturalnej w Londynie, to właśnie one sprawiły, że przyszły autor „O krzyżowaniu się gatunków” zaistniał w angielskiej społeczności naukowej.

To, co przygotowała lektura i podbudowało zbieractwo, ostatecznie ukształtowała obserwacja. Około 20 października 1835 roku, po opuszczeniu Galapagos, Darwin, analizując kilka odmian drozda, którego okazy zabrał ze sobą, zaczął rozumieć, że odmienność gatunków jest powiązana z warunkami naturalnymi, w których występują. „Gentelmana-naukowca” zaskoczyła niezwykła różnorodność gatunków, a jednocześnie wyraźna konsekwencja – na poszczególnych wyspach archipelagu gatunki były jednakowe.

Jego obserwacje z czasem wsparli i rozwinęli bardziej doświadczeni badacze przyrody. Być może przełomowe było odkrycie Johna Goulda, ornitologa i taksydermisty (przygotowującego okazy muzealne zwierząt), który bardziej wnikliwie i z większym doświadczeniem przyjrzał się ptakom z Galapagos i zauważył, że to, co Darwin uznał za kilkanaście gatunków różnych rodzajów (zięb, kosów itd.), stanowiły tak naprawdę jeden rodzaj – łuszczakowate. Zwierzęta były ze sobą blisko spokrewnione. Co więc decydowało o ich odmienności i skąd taka różnorodność, przy jednoczesnej bliskości? Precyzyjna odpowiedź na to pytanie zajęła kilka lat. Nazywamy ją teorią ewolucji.

 

Opracowano na podstawie książki Siddhrth Mukherjee "Gen. Ukryta historia" oraz źródeł internetowych.

HMS Beagle w 1841 r., autor:Owen Stanley, Domena publiczna, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=393600
By Neq00 - Lavoro personale realizzato da me., Domena publiczna, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=3531949