Chyba nie ma takiej osoby, której nazwa Transylwania nie kojarzyłaby się z legendarną postacią hrabiego Drakuli. – Należy jednak spojrzeć szerzej na historię Siedmiogrodu, który ma znacznie więcej do zaoferowania – przekonuje dr Katarzyna Niemczyk z Zakładu Historii Średniowiecznej w Instytucie Historii Uniwersytetu Śląskiego i opowiada o barwnych relacjach Polski z Mołdawią i Wołoszczyzną z przełomu XV i XVI wieku.

Transylwania a Drakula

Dr Katarzyna Niemczyk zajmuje się m.in. południowo-wschodnią polityką prowadzoną przez Kazimierza Jagiellończyka, Jana Olbrachta, Aleksandra Jagiellończyka oraz Zygmunta I Starego. Głównym przedmiotem prowadzonych przez nią badań są relacje Polski z Mołdawią i Wołoszczyzną. W oparciu o różne źródła historyczne – nie tylko polskie, ale także rumuńskie, węgierskie czy tureckie – próbuje rekonstruować i opisywać to, co w przeszłości wydarzyło się naprawdę. Zadanie jest trudne, ale i ciekawe. Jedno wydarzenie może być bowiem przedstawione inaczej w prywatnej korespondencji władców, w relacjach kronikarzy, w oficjalnych komunikatach czy sprawozdaniach, przy czym każda ze stron próbuje przedstawiać fakty zgodne z polityką własnego narodu.

Szczególne miejsce w swoich badaniach dr Niemczyk poświęca historii Siedmiogrodu (nazywanego też Transylwanią) założonego przez sprowadzonych z Nadrenii osadników niemieckich. Historyczka podkreśla wartość jego średniowiecznej, zachowanej do naszych czasów architektury. W krajobrazie uwagę zwracają kościoły warowne budowane przez mieszkańców głównie od XIII do XVI wieku. Tereny te narażone były na agresję ze strony przede wszystkim Imperium Osmańskiego, dlatego tak ważne okazało się tworzenie skutecznej fortyfikacji. Budowle o grubych i wysokich murach, z niewielkimi oknami strzelnicami, usytuowane w centrum wioski, zazwyczaj na wzgórzu, doskonale spełniały swoją funkcję. Gdy pojawiało się zagrożenie ze strony agresywnych sąsiadów, mieszkańcy mogli ukrywać się w obronnych świątyniach nawet przez miesiąc.

– Niezbyt zadowoleni byli władcy Węgier. Agresor turecki mijał siedmiogrodzkie warownie, pozostawiając je nietkniętymi, i niezatrzymywany ruszał dalej wprost na królestwo Madziarów – wyjaśnia dr Niemczyk. Dzięki zachowanym budowlom przetrwał tam duch średniowiecza. I hrabiego Drakuli.

Historyczka nie chce jednak, aby Transylwania kojarzyła się wyłącznie z Władem Palownikiem zwanym Drakulą.

– Jeśli miałabym jednak kilka słów poświęcić temu XV-wiecznemu hospodarowi wołoskiemu, zaczęłabym od odpowiedzi na podstawowe pytanie: czy był on bardziej brutalny od innych władców rządzących w tym okresie? Nie sądzę. Mroczna wersja jego historii rozpoczęła się od sześciostronicowej broszury „Die Geschichte Dracole waide”, która ukazała się w połowie XV wieku i była przykładem skutecznej propagandy węgierskiego władcy Macieja Korwina, niezadowolonego z polityki prowadzonej przez Palownika. Hospodar wołoski dążył bowiem do zbrojnej konfrontacji z Imperium Osmańskim, co nie do końca było zgodne ze strategią Korwina. Nie mógł on jednak doprowadzić do usunięcia przeciwnika ze stanowiska bez przekonującego uzasadnienia. Pomocna okazała się wspomniana broszura – zbiór wyrwanych z kontekstu opisów okrucieństw, których miał się rzekomo dopuścić Wład Palownik.

– Nie twierdzę, że był on władcą subtelnym i przyjaznym, był bez wątpienia okrutny, ale jego czyny nie różnią się znacząco od działań innych polityków tamtego okresu. Rzeczywiście wbijał swoich przeciwników na pal, ale czy w cieniu ich ciał miał zwyczaj jadać śniadania? Trudno powiedzieć. Czy atakował i niszczył siedmiogrodzkie miasta? Tak, robił to. W broszurze nie ma jednak ani słowa na temat motywów jego postępowania. Nagromadzenie opisanych okrucieństw uczyniło z niego postać demoniczną. Nie wybielam jego historii, ale równocześnie chciałabym przywołać praktyki Turków układających po zwycięskich bitwach piramidy z czaszek swoich wrogów czy naszego hetmana Mikołaja Kamienieckiego ścinającego po bitwie głowy pięćdziesięciu jeńcom. Drakula nie wymyślił żadnych nowych tortur, które nie były w średniowieczu znane. Takie działania wpisują się w mroczną atmosferę średniowiecznej Europy – opowiada dr Niemczyk.

Wydana w XV wieku broszura wykreowała zatem w ludzkich umysłach diaboliczny obraz Włada Palownika. Wystarczyło dodać jeszcze drobny szczegół o jego rzekomej wampirycznej naturze i gotową historią zainspirować Brama Stokera do napisania i wydania w 1897 roku powieści gotyckiej – w ten sposób narodziła się jedna z najbardziej popularnych opowieści, jaką jest historia hrabiego Drakuli.

Na tropach nieścisłości

Dr Katarzyna Niemczyk tropi wszelkie nieścisłości dotyczące wydarzeń historycznych w zachowanych źródłach. Jednym z przykładów jest opis sławnej wyprawy króla Jana Olbrachta na Mołdawię z 1497 roku, znanej w naszej rodzimej historii jako ta, podczas której wyginęła polska szlachta. Okazuje się, że wspomniane wydarzenie zupełnie inaczej zostało przedstawione w źródłach polskich, tureckich i mołdawskich. Wyprawa ta powszechnie przedstawiana była jako krucjata antyturecka. W 1497 roku Jan Olbracht wraz z wojskiem polskim w liczbie około 40 tysięcy ludzi wkroczył na teren Hospodarstwa Mołdawskiego. Władca Mołdawii Stefan III Wielki miał się wówczas opowiedzieć po stronie Imperium Osmańskiego. Bezskuteczne oblężenie Suczawy we wrześniu 1497 roku zakończyło się odwrotem wojsk Olbrachta, zaatakowanych i pokonanych ostatecznie w lasach Bukowiny należącej wówczas do Mołdawii. Jak wyjaśnia dr Niemczyk, z naszych rodzimych źródeł wynika, iż hospodar mołdawski ostrzegał Jana Olbrachta przed obraniem drogi powrotnej wiodącej przez niebezpieczne wąwozy górskie, lecz władca polski rad nie posłuchał i wpadł w zastawioną nań pułapkę.

Inne komentarze znajdują się w źródłach mołdawskich i tureckich. Zgodnie z nimi hospodar mołdawski, obawiając się, że wyprawa Olbrachta wymierzona jest nie w Turcję, ale właśnie w Mołdawię, od początku związał się sojuszem z Imperium Osmańskim. Z kolei wspomniana porada udzielona królowi polskiemu, a dotycząca obrania owej krótszej drogi powrotnej, była celowym wpędzeniem wojsk polskich w pułapkę. 

Wątpliwości budzi właściwy cel wyprawy Olbrachta. W oficjalnych dokumentach król polski przekonywał o antytureckiej krucjacie, która była jego celem, ale historycy nie mają pewności, czy to, co mówił, było jego rzeczywistym planem. Aby zrekonstruować wydarzenia historyczne, trzeba zatem sięgać do wielu różnych zachowanych dokumentów, listów, kronik staroosmańskich, latopisów mołdawskich, a nawet... plotek. Przed wyprawą zorganizowano zjazd w Lewoczy, podczas którego dyskutowana miała być kwestia mołdawska w polityce polskiej. Nie zachowały się niestety żadne znaczące dokumenty z tego spotkania, nie wiemy zatem, jakie stanowisko zajął Jan Olbracht i jakie decyzje ostatecznie podjęto. Ludzie domyślali się jednak pewnych rozwiązań i plotkowali na ten temat. Ślady rozmów zachowały się w innych dokumentach czy korespondencji z tamtego okresu. 

Zachowały się także listy Jana Olbrachta do jego brata Władysława II Jagiellończyka, ówczesnego władcy Węgier. Polski król utrzymywał w nich, iż planowana wyprawa skierowana jest przeciwko Imperium Osmańskiemu. Jak wyjaśnia dr Niemczyk, wiadomo jednak, że Władysław przeciwny był wyprawom przeciwko Mołdawii i nakazywał Olbrachtowi konsultowanie wszelkich posunięć ze Stefanem III Wielkim. Olbracht nie mógł zatem zdradzić swoich rzeczywistych zamiarów w korespondencji z bratem. Tymczasem ze źródeł mołdawskich jasno wynika, że Stefan III Wielki podjął współpracę z sułtanem osmańskim Bajazydem II, ponieważ spodziewał się ataku Jana Olbrachta.

Czy Bogdan III Ślepy był niewidomy?

Interesująca jest również historia Bogdana III, hospodara mołdawskiego w latach 1504–1517, zwanego Ślepym lub Jednookim. Starał się o rękę siostry Aleksandra Jagiellończyka Elżbiety Jagiellonki. W zamian ofiarował Polakom sporny teren Pokucia. Po śmierci Aleksandra Polacy wycofali się z realizacji tego planu. Jak wyjaśnia dr Niemczyk, problem polegał na tym, że Bogdan III przekazał nam obiecane ziemie, natomiast my nie oddaliśmy mu Elżbiety za żonę. Tu rozpoczyna się ciekawa opowieść. W polskich źródłach historycznych hospodar mołdawski przestawiany jest jako mężczyzna o zniekształconych rysach twarzy, ułomny fizycznie. Sama Elżbieta miała się ponoć zarzekać, iż prędzej wstąpi do klasztoru, nim wyjdzie za jednookiego barbarzyńcę. Małżeństwu przeciwna była zarówno jej matka, Elżbieta Rakuszanka, jak i następca Aleksandra Jagiellończyka – Zygmunt I Stary.

– W rzeczywistości Bogdan III nie był niewidomy, choć przypuszcza się, że niedowidział z powodu jaskry. Widziałam również wizerunki władcy znajdujące się w mołdawskich kościołach. Nie dostrzegłam żadnej ułomności fizycznej. Powiem więcej, hospodar mołdawski wydawał się całkiem przystojnym mężczyzną – mówi badaczka dziejów środkowej Europy. W związku z tym, że polskie obrazy z wizerunkiem Bogdana III albo się nie zachowały, albo w ogóle nie istniały, fizjonomia hospodara mołdawskiego pozostanie tajemnicą. – Oczywiście, dla historyków ważniejszy od jego wyglądu jest układ z Aleksandrem Jagiellończykiem i racja znajduje się tym razem po stronie źródeł mołdawskich, z których jednoznacznie wynika, że nie wywiązaliśmy się z zawartej umowy – podsumowuje dr Niemczyk.

Małgorzata Kłoskowicz

Pełna wersja artykułu ukazała się drukiem w numerze 3 (243) „Gazety Uniwersyteckiej UŚ” (grudzień 2016)

Twierdza w Suczawie. Fot. Katarzyna Niemczyk
Dr Katarzyna Niemczyk z Zakładu Historii Średniowiecznej w Instytucie Historii UŚ
Wizerunek Bogdana III Ślepego na mołdawskim znaczku pocztowym. Fot. domena publiczna
Słowa kluczowe (tagi):